czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział V


-Perspektywa Ritsu-

   Uchyliłem lekko powieki. Moje oczy oślepiło jaskrawe światło, wiec szybko je zamknąłem. W powietrzu unosił się intensywny zapach leków. Prawdopodobnie znajdowałem się w szpitalu. Próbowałem się podnieść. Na krześle obok zauważyłem mężczyznę.
   - Co się stało? - zapytałem zbity z tropu.
Takano momentalnie obrócił się w moją stronę.
   - Wszystko dobrze? Nic cię nie boli?
   - Nie, ale co my tu robimy? - powiedziałem zaciekawiony.
Takano szczegółowo streścił mi co się stało i dlaczego tu jestem. Wstrzymałem oddech.
   - Ja.. umrę? - zapytałem drżącym głosem.
   - Oczywiście, że nie, idioto! - krzyknął dobitnie. - Nie waż się nawet tak mówić.
   - Mogę się leczyć, prawda?
   - Tak, ale będzie to trwało bardzo długo. Dzisiaj mogę cię ostatni raz zobaczyć. - szepnął.
Momentalnie chwyciłem go za ramie.
   - Nie zostawiaj mnie samego! - powiedziałem przerażony.
Dopiero co wrócił, a już mieliśmy się rozstać. Nie chciałem tego! Nigdy! 
   - Powiedzieli, że możesz zarażać i nikt nie będzie mógł cię odwiedzać, oprócz wykwalifikowanych pielęgniarek i lekarzy.
Odsunąłem się od niego najszybciej jak to możliwe.
   - W takim razie powinieneś już iść. - każde słowo sprawiało mi ból.
   - Co ty mówisz?! Nie zostawię cię samego do rana.
Odepchnąłem go od siebie. Łzy zebrały mi się w oczach. Położyłem się na łóżku i odwróciłem tyłem do niego.
   - Nie chcę cię zarazić. - powiedziałem, a samotna łza spłynęła mi  po  policzku. Podniosłem dłoń, by ją otrzeć, lecz Takano-san mnie uprzedził.
   - Nie dotykaj mnie. - szepnąłem.
W tym momencie stanowiłem dla niego niebezpieczeństwo. Powinienem stłamsić swoje uczucia i pozwolić mu odejść. To było najlepsze wyjście.
   - Dlaczego?
   - Bo ja.. - Nie mogłem z siebie nic wykrztusić.
Okropnie bolała mnie głową, a do tego płacz jeszcze bardziej odbierał mi siły.
   - Dlaczego?! - wrzasnął i przygwoździł mnie rękami do łóżka.
Spojrzał mi głęboko w oczy i złożył namiętny pocałunek na mych wargach. Próbowałem go odepchnąć, lecz nie miałem siły.
   - Puść mnie! Ja.. - chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem.
Moje ręce opadły bezwładnie na pościel. Takano- san podniósł się i popatrzył na mnie.
   - Nigdy Cię nie zostawię. Rozumiesz? - dla potwierdzenia kiwnąłem głową. - Nie obchodzi mnie czy mnie chcesz, czy nie. Jeśli będzie trzeba zatrzymam cie przy sobie siłą.
   - To nie o to chodzi.. - powiedziałem niepewnie.
   - Więc o co? - zapytał i ścisnął mnie mocniej za nadgarstki.
   - To boli. - szepnąłem.
Momentalnie puścił moje dłonie.
   - Przepraszam. - mówiąc to złożył lekkie pocałunki na moich dłoniach.
   - Nie chcę by stało Ci się coś złego.
   - Teraz to Ty jesteś najważniejszy. - uśmiechnął się pokrzepiająco.
Rozmowę przerwało nam stanowcze chrząkniecie. Momentalnie odwróciłem głowę w stronę drzwi.
   - Przyszłam przeprowadzić badania. - powiedziała chłodno.
Spojrzałem niepewnie w stronę mężczyzny.
   - Pójdę do sklepu. - oznajmił.
   - Uważaj na siebie.
   - Będę. - podszedł do mnie i pocałował w czoło.
Na policzki wpełzł mi gorący rumieniec.
   - Czy to Masamune Takano?! - wrzasnęła, gdy już wyszedł.
Spojrzałem na nią zaskoczony.
   - Zna go Pani? - byłem szczerze zdziwiony, Takano nie zachowywał się tak, jakby znał te kobietę.
   - Nie osobiście. Kiedyś miałam pracować w wydawnictwie pod jego opieką. Jest niesamowity! Postawił na nogi padające pismo w niecały rok! Pracujecie razem?
   - Tak, jest moim szefem.
   - Hm... To nie wyglądali jak relacja szef pracownik.
Zmarszczyłem brwi.Co ją to obchodzi?
   - To jak z tymi badaniami? - zapytałem dla zmiany tematu.
   - No tak.. - powiedziała, ale dalej bacznie mi się przyglądała. - No to zaczynamy.

~ ♥ ~

   Po badaniach czułem się wykończony. Kto normalny robi je o piątej rano?! Westchnąłem w poduszkę. Dostałem trzy zastrzyki i byłem w tym momencie strasznie senny. Mimo to chciałem poczekać aż Takano-san wróci. Nie mogłem od tak zasnąć.
   - Wróciłem. - usłyszałem.
   - Witaj. - uśmiechnąłem się.
   - Kupiłem Ci kilka rzeczy. Nie wiedziałem, co możesz jeść i pić, więc kupiłem wszystkiego po trochu.
   - Dziękuję.
   - Kupiłem jeszcze to. - podał mi kartonowe pudełko do rąk.
Ostrożnie je otworzyłem. Moim oczom ukazało się średniej wielkości ciasto z napisem ,,Wszystkiego Najlepszego!".
   - Dla mnie? - zapytałem cicho.
   - Przepraszam, że nie mam dla Ciebie nic lepszego. Co prawda twoje urodziny były wczoraj, ale.. To wszystko przez te kłótnie, a do tego teraz Ty..
   - Nic nie szkodzi. Dziękuję.
   - Onodera.. - powiedział i wypił mi się w usta. Zaskoczony westchnąłem.
   - Dlaczego.. - próbowałem zapytać pomiędzy pocałunkami.
   - Po prostu... - podrapał się po głowie. - Nie mogę uwierzyć jak na mnie działasz.
Zarumieniłem się.
   - Zawsze musisz mówić tak zawstydzające rzeczy?
W odpowiedzi lekko musnął moje wargi.
   - Co teraz z moją pracą? - zapytałem po chwili.
   - Dzisiaj złożę wizytę Isace-san i wszystko mu wyjaśnię. Zobaczymy co zdecyduje.
   - Zastanawiam się, czy kiedykolwiek jeszcze będę mógł pracować. - powiedziałem przygnębiony.
   - Oczywiście! Nie zadręczaj się tym. A co ważniejsze..
   - Tak?
   - Dzwoniłeś do swoich rodziców.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Kompletnie o tym zapomniałem.
   - Nie.. - powiedziałem niepewnie.
Obawiałem się reakcji moich rodziców. Moja matka pewnie będzie tak spanikowana, że zaraz tu przybiegnie.
   - Później zadzwonię.
   - Dlaczego? - uniósł brwi.
   - Skoro tylko dzisiaj możemy się zobaczyć, to te ostatnie chwile chciałbym spędzić z tobą.
Pogłaskał mnie po głowie.
   - Cieszy mnie to. - uśmiechnął się.
Odwzajemniłem gest i westchnąłem.
   - Kupiłeś jakąś wodę?
   - Tak, proszę. - podał mi plastikową butelkę w dłoń.
Sięgnąłem ręką do szafki obok łóżka i chwyciłem trzy tabletki leżące na malutkim talerzyku.
   - Chcesz to wszystko wziąć naraz ?
   - Tak, dlaczego nie? - zmarszczyłem brwi.
   - Tego nawet nie da się połknąć. - po raz kolejny przyjrzałem się lekom.
Każda tabletka miała około 2 centymetry długości i wszystkie były białe. Podniosłem dłoń do ust i je połknąłem. Starałem się popijać małymi łykami, by nie stanęły mi w gardle. Takano-san bacznie mi się przyglądał. W pewnym momencie zrobił tak śmieszna minę, że o mało się nie udławiłem ze śmiechu. Odkaszlnąłem kilka razy.
   - No co? - zapytałem z uśmiechem.
Ręce miał uniesione  pod takim kątem, jakbym miał zaraz upaść, a on mnie złapać. Usta za to szeroko otworzone, gotowe do krzyku.
   - Nic mi nie jest. To tylko.. - próbowałem powiedzieć, jednak on już miał mnie w swoich ramionach.
   - Takano-san? - zapytałem niepewnie.
   - Proszę, nie żartuj tak sobie ze mnie.. Nie wiem co bym zrobił, gdybym stracił cię po raz drugi..
Odwzajemniłem jego uścisk by dodać mu otuchy.
   - Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedziałem pewny swoich słów.
Nie było opcji bym kiedykolwiek mógł go zostawić. Mimo, ze nasze początki były trudne, znowu jesteśmy razem. Pokochałem go po raz kolejny. Nie. Ja nigdy nie przestałem go kochać. Był dla mnie najlepszym człowiekiem, jakiego mogłem kiedykolwiek spotkać, mimo, że miał swoje wady. Ale każdy człowiek je ma i nic się na to nie da poradzić. Kocham go.
   - Ja ciebie też. - szepnął mi do ucha.
Momentalne od niego odskoczyłem.
   - C.. co? - dłońmi zakryłem twarz, by nie mógł zobaczyć mojej zarumienionej twarzy.
   - Też cię kocham.
   - Powiedziałem to na głos?! - krzyknąłem spanikowany.
W tym momencie byłem niesamowicie zawstydzony.
   - Nie wiedziałeś? Przecież.. - nie dokończył, tylko się uśmiechnął.
Przybliżył swoją twarz do mojej.
   - Ritsu. - dmuchnął mi wprost do ucha. - Powiedz to jeszcze raz..
   - Nie chcę. - powiedziałem i przykryłem się kołdrą.
   - Ritsu..
   - Przestań! Znowu to robisz!
   - Co takiego?
   - Sprawiasz, że kocham cię coraz mocniej.. - nie wytrzymałem i wyskoczyłem spod pościeli.
Chwyciłem go za krawat i pocałowałem. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Uśmiechnąłem się.
   - Już nie możesz sobie ze mną tak pogrywać. - rzuciłem mu pełne dominacji spojrzenie.
   - Hoho.. - powiedział ze śmiechem.
   - N..no co?
   - Nic takiego. Nieźle całujesz..
   - Oczywiście! A co myślałeś, że ja.. - chciałem dokończyć, ale przerwał mi napad gwałtownego kaszlu.
Takano-san w ułamku sekundy podszedł do mnie.
   - Zawołać pielęgniarkę? - zapytał spanikowany.
Uniosłem rękę na znak,że nie trzeba, ale on już nacisnął guzik przywołujący specjalistkę. Zamknąłem oczy i skarciłem się w duchu. Czy na prawdę nie mogliśmy mieć chwili spokoju? Czy nasz wspólny czas, chodź tak cenny, musi zostać jeszcze bardziej skrócony z mojego powodu?
   - Cholera.. - powiedziałem tak cicho, by nikt mnie nie usłyszał.
Wszystko działo się bardzo szybko. Do sali wbiegły trzy pielęgniarki w towarzystwie lekarza i wyprosili go z sali. Uchwyciłem jego ostatnie, przerażone spojrzenie. Lekarz zadawał mi co chwilę pytania i mruczał pod nosem.
   - Wiedziałem, by nikogo tu nie wpuszczać.. - usłyszałem w pewnym momencie.
   - Co ma pan na myśli? - zapytałem ostatkiem sił.
Spojrzał na mnie zaskoczony i podął mi zastrzyk.
   - Zrelaksuj się i nie myśl o niczym zbędnym.
Zamknąłem oczy i odpłynąłem.

~ ♥ ~

-Perspektywa Masamune-

   Pielęgniarka wypychała mnie z pomieszczenia z taką siłą o jaką nie podejrzewałbym żadnej kobiety.
   - Proszę już wyjść! - nie wytrzymała i wrzasnęła.
Zapierałem się rękami i nogami, by tylko dłużej spoglądać na twarz wychudzonego chłopaka siedzącego na łóżku. W końcu dałem za wygraną i opuściłem pomieszczenie. Usiadłem na pobliskim krześle i oparłem twarz na zmęczonych dłoniach. Nie chciałem zostawiać go samego pośród tych czterech białych ścian. Mimo iż momentami się śmiał, to wiedziałem, że jest bliski załamania i tylko przy mnie udaje osobę opanowana i pełną życia. Nie wiem czy przeżyłbym jego stratę. Ritsu jest teraz częścią mnie, moim sercem. Bez niego życie byłoby puste, szare. Teraz należymy do siebie i nic tego już nie zmieni. Nawet przeznaczenie, które teraz zdaje się nam w tym momencie płatać wielkiego figla. Kocham go całym sercem. Mimo iż czasem zdawał się być człowiekiem, który denerwował się o wszystko, to w głębi serca jest bardzo wrażliwy. Gdy na chwilę zostawi się go samego, zaczyna myśleć o najgorszych rzeczach i snuć najczarniejsze scenariusze. Właśnie dlatego nie mogę go nigdy zostawić. Nigdy.
   Zdesperowany uderzyłem pięścią w ścianę. Dlaczego to musiało się dziać właśnie teraz? Oboje nie byliśmy gotowi na tak wielką próbę, przed którą nas postawiono. Prawdopodobnie nikt nie byłby gotowy. Wszyscy myślimy, że zawsze będzie dobrze, że nigdy nie stanie się nic, co może odebrać nam szczęście. Niestety. rzeczywistość jest brutalna. Rzeczy, których najmniej się spodziewamy, dzieją się. Sytuacje, których najmniej pragniemy, następują. Czy życie jest sprawiedliwe? Być może, ale tylko wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. Marzymy, by żyć bez problemów, lecz czy to jest możliwe? Może, ale nie na tym świecie.
   Westchnąłem ciężko. Desperacja owładnęła mnie całego. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Moje dłonie trzęsły się, a ja zaciskałem je tak mocno, by tylko tego nie czuć.
   - Może pan już iść do domu. - usłyszałem nad głową.
   - Dlaczego? - powiedziałem zdenerwowany.
 Czyżby już było po wszystkim?
   - Tego pacjenta już nie można odwiedzać. - powiedziała chłodno pielęgniarka.
   - Jak to?
   - Takie są zalecenia lekarza. Więcej nie mogę panu powiedzieć.
   - Ale..
   - Do widzenia. - pożegnała się i ruszyła w stronę wind.
Udałem się za nią. Jakoś w końcu musiałem się wydostać z tego szpitala. Całą drogę w dół czułem na sobie jej wzrok. Wysiadłem najszybciej jak mogłem i skierowałem się w stronę samochodu. Wsiadłem i ruszyłem w stronę Wydawnictwa Marukawa. Nawet się nie spostrzegłem, a była już dziesiąta rano. Na pewno Isaca-san już tam był, więc mogłem z nim porozmawiać o Ritsu i ewentualnym urlopie. Zaparkowałem pod budynkiem firmy i wysiadłem z auta. Wszedłem do głównego holu i udałem się do biura szefa. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem.
   - Wejść.
Otworzyłem drzwi i zamknąłem za sobą drzwi przygotowany na poważną rozmowę.



____________________________________________________________________________________________


Nie wyszło za długie, ale jest <3
Nowo co założony ask, na potrzeby opowiadania : ASK
Następny rozdział prawdopodobnie 10.05.15 R.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział IV


-5 dni później-

   Dzisiaj był dzień powrotu Takano-san z Hokkaido. Przez ostatni czas w ogóle nie wychodziłem z biura. Żyłem tylko na energetykach i tabletkach przeciwbólowych, bo silny ból głowy i kaszel nie dawały mi spokoju. Jednak nie mogłem pozwolić sobie na odpoczynek.  Jedna z autorek spóźniała się z manuskryptem i nic nie wskazywało na to, że zdąży na czas. Musieliśmy znaleźć zamiennik, a że moja praca była już skończona, to zadanie przypadło mnie. Dopiero wczoraj znalazłem rękopis, który nadawał się do publikacji. Po konsultacji z artystką mogłem chwilę odpocząć, wszystko było gotowe. Musieliśmy tylko czekać na powrót szefa i liczyć na dobre wieści. Nie kontaktował się z nami oprócz poprzedniego telefonu, pięć dni temu. Miał jakieś problemy i prosił o wysłanie pomocnika.
   - Onodera, możesz iść już do domu. - powiedział Hatori.
   - Naprawdę? Już się w niczym nie przydam?
   - Dzisiaj nie. Zauważyłem, ze ostatnio nie czujesz się dobrze, więc dzisiaj możesz iść. - uśmiechnął się. - Ale prosiłbym, byś jutro też przyszedł. Musimy obejrzeć, co nakombinował Takano.
   - Oczywiście. - odparłem.
Zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem do windy. Melodia lecąca w pomieszczeniu była tak usypiająca, że prawie zasypiałem na stojąco. Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Nie usłyszałem nawet, jak dojechałem na dół. Drzwi windy otworzyły się, a ja osunąłbym się na podłogę, gdyby ktoś mnie nie złapał.
   - Co ty wyczyniasz?! - usłyszałem wrzask.
Podniosłem wzrok.
   - Yokozawa-san?! - powiedziałem zaskoczony.
   - Co jest? Jesteś chory? - zapytał od niechcenia.
   - Nie, tylko trochę zmęczony i...
   - Mimo to nie powinieneś odstawiać takich cyrków! A gdyby komuś coś się stało?!
   - Przepraszam.. - burknąłem. - Pójdę już.
   - I żeby mi się to więcej nie powtórzyło.
   - Tak, przepraszam.
Wstałem, ale zakręciło mi się w głowie. Złapałem go za ramię.
   - Na pewno nic ci nie jest?
   - Nie, nie. Przepraszam. - wyszarpnąłem rękę z jego uścisku i wyszedłem z budynku.
Wziąłem głęboki oddech. Co ja wyczyniam? Ruszyłem w stronę domu, dzisiaj postanowiłem się przejść. Świerze powietrze dobrze mi zrobi.. Zaszedłem jeszcze do sklepu po leki na kaszel. Kilka razy na dzień dostawałem ataku silnego kaszlu i byłem wiecznie senny. Gdy tylko siadałem na dłużej, oczy same mi się zamykały i nie miałem na to wpływu.
   - Proszę trzysta jenów
   - Dziękuję. - powiedziałem  i już miałem wyjść ze sklepu, gdy zawołała mnie sprzedawczyni.
   - Ah, przepraszam!
   - Tak? - zmarszczyłem brwi.
   - To jednak będzie pięć tysięcy reszty. Zniżka.
   - Zniżka? - zapytałem zdziwiony.
   - Ma pan kartę stałego klienta, a w urodziny dajemy trzydziestoprocentową zniżkę.
   - Urodziny?
   - Tak..
   - Przepraszam, ale jaki dziś dzień?
   - Dwudziesty siódmy marca, proszę pana.
   - Oh.. - westchnąłem.
Dzisiaj były moje urodziny, a ja całkowicie o tym zapomniałem. Wzruszyłem tylko ramionami i odebrałem resztę. Wszedłem do domu z obojętnym wyrazem twarzy. Na blacie leżały puste opakowania po lekach. Dołożyłem tam jeszcze reklamówkę z tymi nowymi, które kupiłem. Wziąłem trzy tabletki i popiłem wodą. Pójdę pod prysznic, a potem spać. Ta myśl wydawała się bardzo kusząca. Ruszyłem do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Gorąca woda rozgrzała mnie aż po koniuszki palców, a ja westchnąłem sennie. Wycisnąłem płyn na dłoń i zacząłem myć włosy.

-Perspektywa Masamune-

   Wysiadłem z samolotu, przeciągnąłem się i ruszyłem do wyjścia. Była godzina dwudziesta druga, a ja nie miałem najmniejszej ochoty wracać teraz do biura. Ledwo co udało mi się skończyć manuskrypt, ale teraz będę musiał jeszcze przejrzeć pracę pozostałych edytorów nie wspominając już o tych wszystkich papierach, które zapewne czekają na mnie na biurku. Chcę już zobaczyć Ritsu. Westchnąłem w duchu. Ta kłótnia była bezsensowna i do tego z mojej winy, czego byłem całkowite świadomy. Jestem zbyt uparty, by to przy znać.
   - Cholera! - zamknąłem, a starsza Pani, idącą drugą stroną ulicy, spojrzała na mnie twardym wzrokiem.
Co mogłem poradzić? Chciałem jak najszybciej skończyć robotę, wrócić do domu i przeprosić Ritsu. Do tego ta sytuacja z telefonem. Potraktowałem go jak śmiecia. Chciałem już iść do domu. W wejściu do biura napotkałem Yokozawę.
   - O, wróciłeś już? - zapytał z papierosem w dłoni.
   - Jak widać. - powiedziałem.
   - Widziałem dzisiaj twojego chłoptasia.
   - Onoderę?
   - Tak. A jak rzucił mi się w ramiona.. - w tym momencie poruszył brwiami.
Złapałem go za kołnierz koszuli.
   - Co masz na myśli? - warknąłem w jego stronę.
   - Nie o to chodzi! A co jesteś zazdrosny? - zamruczał mi do ucha.
Przycisnąłem go do ściany symbolizując tym, że nie mam humoru na żarty.
   - Mogę tylko powiedzieć, że nie czuł się dobrze. Zasypiał na stojąco w windzie. Złapałem go, gdy już miał z niej wypaść.
Odepchnąłem go od siebie.
   - Mówisz poważnie?
   - No tak mi się wydaje..
   - Dzięki.. - powiedziałem na odchodne.
Skierowałem się w stronę wind.
   - Proszę, w promocji. - powiedział Isaka, gdy już siedziałem w biurze.
 Spojrzałem na niego jak na idiotę.
   - Żartujesz, prawda? - przede mną leżała cała góra papierów.
Na jego usta wpełzł promienny uśmiech.
   - Ależ nie. Po urlopie każdy ma masę roboty.
   - Przypominam Ci, że nie byłem na żadnym urlopie. Bynajmniej sobie tego nie przypominam.
   - Cóż.. Dobrze, że ja jestem synem poprzedniego właściciela. Nie muszę tyle pracować.
Prychnąłem. Zawsze w tej kwestii zachowywał się tak, jakby go to nie obchodziło.
   - Udanej pracy. - powiedział na odchodne.
Westchnąłem, czekała  mnie pracowita noc.

~ ♥ ~

   Z pracy wyszedłem przed północą. Zmarnowany wszedłem do mieszkania i rzuciłem swoje rzeczy na kanapę i skierowałem się do Ritsu. Zapukalem, lecz nikt nie odpowiadał. Nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte. Idiota. Jak zawsze zapomniał zamknąć domu na klucz. Zamknąłem drzwi za sobą i wszedłem do kuchni. Cały blat zdawałoby był pudelkami po lekach. Zmarszczylem brwi. Przeziębił się? Wszedłem do sypialni i zostałem go leżącego na łóżku. Usmiechnąlem się. Usiadłem koło niego i pogłaskałem po głowie. Odgarnąłem włosy z jego czoła i złożyłem lekki pocałunek. Zaskoczony szybko się odsunąłem i przyłożyłem swoje czoło do jego. Miał wysoką temperaturę. Poderwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Wziąłem termometr i zimne okłady. Wróciłem do pokoju i lekko włożyłem mu termometr do ust i przykleiłem zimny okład na czoło. Pobiegłem do kuchni przygotować herbatę. Gdy wróciłem Ritsu leżał spokojnie. Wydałem termometr, wskazywał czterdzieści jeden stopni. Otworzyłem szeroko oczy. Potrząsnąłem jego ciałem.
   - Ritsu! Obudź się!
Chłopak zmarszczek brwi i uniósł powieki.
   - T..Takano-san? - zapytał.
Na dźwięk jego głosu serce zabiło mi szybciej. Złapałem go za chude ramiona i przeciągnąłem do siebie.
   - Przepraszam. - szepnąłem prosto do jego ucha.
Zadrżał i lekko objął mnie ramionami.
   - Ja też. - gdy to powiedział, jego ramiona opadły bezwładnie wzdłuż ciała. Odsunąłem go od siebie.
   - Ritsu.. - szepnąłem zdenerwowany - Ritsu?! - powtórzyłem.
Miał zamknięte oczy i ciężko oddychał. Wziąłem go na ręce i wyszedłem z mieszkania kierując się na podziemny parking. Serce biło mi jak oszalałe i to nie ze zmęczenia, ale z nerwów. Do głowy przychodziło mi wiele różnych pomysłów. Wziąłem głęboki oddech i włożyłem Ritsu do samochodu. Odpaliłem silnik i skierowałem się w stronę szpitala.

~ ♥ ~

   Pełny nerwów siedziałem w poczekalni. Co kilka minut przebiegała koło mnie pielęgniarka i wchodziła do sali, w której leżał Ritsu. Tupałem nogami ze zniecierpliwienia. Minuty mijały, a ja nadal niczego się nie dowiedziałem. W międzyczasie zadzwoniłem do Isaki i poinformowałem, że jutro nas nie będzie. Nie wydawał się zachwycony, więc pełny nerwów odpowiedziałem, a raczej wykrzyczałem, całą sytuację i rozłączyłem się zaraz potem.
   - Przepraszam, Pan Takano-san? - zapytała mnie pielęgniarka.
   - Coś się stało? - nie mogłem już siedzieć w miejscu.
   - Za mną. - powiedziała tylko.
Jak na zawołanie przypomniała mi się sytuacja z recepcji.


   Wybiegłem do szpitala cały zdyszany.
   - Przepraszam! - krzyknąłem.
Recepcjonistka podbierak do mnie.
   - Co się stało? - zapytała.
Najbardziej szczegółowo jak umiałem odpowiedziałem jej bo objawy jakie zauważyłem. Zrobiła się blada jak ściana.
   - Zaraz do Pana wrócę. - powiedziała szybko i pobiegła za lekarzami.
Usiadłem na krześle w poczekalni. Wypatrywałem pomiędzy ludźmi pulchnej pielęgniarki, z którą rozmawiałem chwilę wcześniej.
   - Przepraszam, czy tu jest wolne? - odwróciłem się i zauważyłem młodą kobietę.
   - Tak. - powiedziałem tylko i wróciłem do mojego wcześniejszego zadania.
   - Atmosfera w szpitalu jest straszna, prawda? - szepnęła.
Skinąłem głową. Nigdy w życiu nie miałem takiej sytuacji jak teraz, sam nigdy nie miałem potrzeby, by pójść do szpitala. Teraz było całkiem inaczej. Siedziałem jak na szpilkach na jakąkolwiek wiadomość o stanie Ritsu. Po minie pielęgniarki nie można było wywnioskować, że jest dobrze.
   - Pan Takano-san? - usłyszałem głos.
   - Tak.
   - Proszę za mną. Zaprowadzę Pana pod salę, w której badają pana przyjaciela.
   - Nic jeszcze nie wiadomo? - zapytałem pełny nadziei. 
   - Nie, przykro mi. Proszę za mną.
Westchnąłem i ruszyłem za nią


   Wszedłem do małego pomieszczenia, w którym siedział starszy człowiek.
   - Masamune Takano? - zapytał mnie.
   - Tak, to ja. Czy coś już wiadomo? - zapytałem zniecierpliwiony.
   - Proszę usiąść. - ulokowałem się na krześle przed nim. - Powiem prosto z mostu. Jest źle.
Serce podeszło mi do gardła.
   - Co ma pan na myśli?
   - Pacjent jest chory na gruźlicę opłucną.
   - To znaczy?
   - Straszna choroba, proszę pana. Najczęściej chorują na nią młodzi ludzie, głównie do trzydziestego roku życia. Niestety, ale jest to choroba śmiertelna.
Cały świat, w jednym momencie rozsypał mi się na drobne kawałeczki.
   - Nic się nie da zrobić? - mój głos drżał od nadmiaru emocji.
   - Ależ oczywiście, że się da. Tę chorobę można leczyć, choć może to potrwać długie miesiące.
   - To nie ma znaczenia! Proszę go tylko wyleczyć. - powiedziałem zdesperowany.
   - Musimy jeszcze porozmawiać o tym z pacjentem. Jeśli zgodzi się na leczenie, dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy może go pan zobaczyć.
   - Jak to?
   - Tak choroba jest także zakaźna. W każdej chwili pacjent może zacząć prątkować.
   - W takim razie, mogę go zobaczyć?
   - Tak, tak. Proszę za mną.
Ruszyłem za lekarzem. Na korytarzu unosił się zapach leków i bandaży.
   - To tutaj.
   - Czy mógłby pan.. - powiedziałem niepewnie.
   - Oczywiście. - wyszedł chwilę później.
Na szpitalnym łóżku leżał Ritsu. Był tak blady, że jego ciało zlewało się ze śnieżnobiałą kołdrą. Odznaczały się tylko jego ciemne, kasztanowe włosy. Przysiadłem na brzegu łóżka. Nie mogłem sobie wybaczyć, że zostawiłem go samego. Przed moim wyjazdem, sam wspominał, że ma gorączkę. Mogłem lepiej mu się przyglądać! Nachodziły mnie same przygnębiające myśli. Do tego już jutro nie będę mógł się z nim zobaczyć. Chwyciłem go za lodowatą dłoń. Różnorakie kabelki były przyczepione do jego małego, chudego ciała. Już raz się rozstaliśmy, a teraz miała mi go zabrać choroba. Ze złości zacisnąłem zęby. Czy znowu muszę go stracić? Myślenie przerwał mi odgłos telefonu.
   - Tak? - odebrałem.
   - Szefie?
   - Kisa? O co chodzi?
   - Przepraszam, ze dzwonie, ale ma pan może adres Rit-chan'a? - zapytał mnie.
   - Onodery? A tobie, to po co?
   - Chciałem mu dać prezent.
   - Z jakiej okazji? - powiedziałem zdziwiony.
   - Za to, że przez ostatni tydzień tak bardzo nam pomógł. Do tego ma dzisiaj urodziny, to znaczy miał wczoraj, ale..
   - Urodziny?
   - To szef nie wiedział?
   - Nie, nie wiedziałem.. - powiedziałem bardziej do siebie, niż do niego. - Niestety chyba to nie będzie możliwe.
   - He?! Jak to? - zapytał zawiedziony.
   - Opowiem wam dzisiaj w biurze. Na razie.
   - Ale.. - usłyszałem jeszcze, ale było za późno, już się rozłączyłem.
Westchnąłem zrezygnowany.
   - Co się stało? - usłyszałem.
Najszybciej jak mogłem odwróciłem głowę w stronę łóżka. Ritsu patrzył na mnie swoimi wielkimi, zielonymi i zaciekawionymi oczami.



__________________________________________________________________________________________________



Komentarz? To motywuje :)

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział III

 Mimo iż rano dalej nie czułem się dobrze, wyszedłem z domu pełny energii. Cały dzień miałem tylko dla siebie, pomimo pójścia do lekarza. Planowałem zrobić dla Takano-san niespodziankę w postaci obiadu. Wysłałem mu SMS'a, by po pracy przyszedł prosto do mnie i ruszyłem prosto do kliniki pełny dobrych myśli.
   Po wykonaniu szczegółowych badań wróciłem do domu. Po wyniki miałem się zgłosić za około dwa tygodnie. Standardowo. Po drodze wstąpiłem jeszcze do sklepu spożywczego po niezbędne rzeczy, zdecydowałem się zrobić curry z kurczakiem. Proste danie i do tego smaczne, nic lepszego! Wstawiłem ryż i wziąłem się za krojenie kurczaka.

~ ♥ ~

   Zdenerwowany czekałem na powrót Takano-san do domu. Zadawałem sobie wiele pytań. Czy będzie mu smakować? A może jest za słone? Czarne myśli nie dawały mi spokoju przez co denerwowałem się jeszcze bardziej.
   - Onodera! Jesteś tu?! - usłyszałem głos Takano.
Wstrzymałem oddech.
   - Tak. - powiedziałem cicho.
   - Co jest? Czemu mówisz tak... - spojrzał na mnie zaskoczony. - To dla mnie?
Przytaknąłem nieśmiało. Nigdy nie robiłem dla kogoś rzeczy tego typu, jak obiad itp. Takano-san był tym pierwszym. I to nie tylko w tej sytuacji. Wiele rzeczy poznawałem dzięki niemu. Był moim pierwszym w wielu sprawach...
   - Onodera.. - szepnął i przytulił mnie do siebie.
   - C..co tak nagle?! - próbowałem się wyrwać. Byłem niesamowicie zawstydzony.
   - Dziękuje. Od rozwodu moich rodziców, nikt nie przygotowywał dla mnie posiłku..
   - To tylko zwykłe curry.. - powiedziałem speszony.
   - Mimo to.. Dziękuję. - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
   - Proszę. - odparłem.
Dalej, już bez żadnej rozmowy, jedliśmy w spokoju. Takano cały czas uśmiechał się pod nosem co mnie niesamowicie peszyło, ale też cieszyło. Miał dobry humor i tylko to cię liczyło. Może to z mojego powodu? Najszybciej, jak tylko mogłem odsunąłem tę myśl. Najpewniej w pracy po prostu idzie dobrze i to jest ten powód.
   - Onodera! - usłyszałem wrzask Takano tuż przy moim uchu.
   - C..co się drzesz? - wrzasnąłem przestraszony.
   - Mówię do ciebie od kilku minut a ty bujasz w obłokach!
   - Przepraszam. - bąknąłem.
   - Rany..
   - Ale teraz już słucham! O co chodzi?
   - Musze wyjechać na tydzień. - powiedział ponuro.
Wstrzymałem oddech.
   - Dlaczego? - nigdy nie rozdzielaliśmy się na tak długo.
   - Za półtora tygodnia wychodzi nowy numer magazynu, a jedna z moich autorek prawdopodobnie nie wyrobi się na czas. Chciałbym wysłać kogoś innego, ale każdy jest zajęty swoją pracą. Przez ten czas, gdy ona będzie rysować, ja, razem z jej pomocnikami, będę tuszował strony, wklejał tekst i tym podobne.
   - Gdzie ona mieszka?
   - Hokkaido..
   - Co?! Zdążysz dowieźć manuskrypt na czas? Ile zostało jej stron?
   - Kazałem jej zrobić scenopis od samego początku, więc wszystkie.
   - Oszalałeś?! - krzyknąłem. - I dałeś jej tylko tydzień?! Ona może tego nie wytrzymać! Idiota.
   - Tak się zwracasz do swojego szefa? - uśmiechnął się do mnie zawadiacko.
   - Jak wyczynia takie głupoty, to tak, tak się odzywam. - warknąłem.
Tak na prawdę nie byłem tak bardzo zły o to, że tak przycisnął autorkę, tylko o to, że dopiero dzisiaj powiedział mi o wyjeździe. Nagle coś sobie uświadomiłem.
   - Jedziesz jutro?!
   - No.. tak. - powiedział obojętnie.
   - I mówisz mi to dopiero teraz?! Widzisz która jest godzina?!
Zerknął na zegarek.
   - Jest dwudziesta trzecia.
   - Właśnie!
   - To jakiś problem?
   - No nie wytrzymam. - byłem już nieźle wkurzony. - O której masz samolot?
   - O dziewiątej rano.
   - Czy ty jesteś idiotą? - zapytałem, już teraz spokojnie.
   - Co?! O co ci chodzi?!
   - Nie sądzisz, że powinieneś mnie poinformować wcześniej, że wyjeżdżasz?!
   - A ty co,moja matka?
   - Nie.
   - No właśnie, więc o co ci chodzi? Nie było powodu, dla którego miałbym ci o tym powiedzieć.
   - Więc jestem dla ciebie nikim? Że nie będę za Tobą tęsknić, gdy wyjdziesz i martwić się o Ciebie?
   - Co? To nie...
   - Dzisiaj śpię u siebie. I nie waż się do mnie przychodzić.
   - Ale.. - chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ja już nie słuchałem.
Odwróciłem się i trzaskając drzwiami wyszedłem z jego mieszkania.

~ ♥ ~

   Obudziłem się po dziesiątej. Wziąłem prysznic, ubrałem się i ruszyłem do pracy. Przywitałem się ze wszystkimi.
   - A gdzie Takano-san? - zapytałem.
   - Rit-chan, jeszcze się nie obudziłeś? Przecież szef wyjechał dzisiaj na Hokkaido.
Oh, no tak. Momentalnie popsuł mi się humor. Ta kłótnia była nie potrzebna i choć wiedziałem, że to z mojej winy mieliśmy sprzeczkę, to myślę że miałem trochę racji. Powinien mnie poinformować wcześniej o tym, że wyjeżdża i to na tydzień. Dla mnie to był długi okres czasu i to bez niego. 
   Otworzyłem laptop starając się dłużej nie myśleć o wczorajszej sytuacji. Szczerze, nawet nie miałem na to czasu. Z powodu wyjazdu Takano, każdy dostał część jego pracy do wykonania. Pewnie będzie sobie teraz bimbał nad morzem, popijając drinka - pomyślałem złośliwie, choć wiedziałem że to nie prawda. Zawsze świetnie wywiązywał się ze swoich obowiązków, a oddane projekty nigdy nie potrzebowały poprawek. Mimo to, każdy z nas przynajmniej raz musiał przejrzeć pracę każdego z edytorów, taki był wymóg Takano, co mi zbytnio nie przeszkadzało. Był to dobry system, więc nie miałem żadnych zastrzeżeń. Znowu o nim myślę. Mimowolnie spojrzałem w stronę biurka, na którym powinien siedzieć. Potrząsnąłem głową by odrzucić te mysli i oddałem się w wir pracy.

~ ♥ ~

   - Rit-chan...
Zmarszczyłem brwi.
   - Obudź się, Rit-chan.
Podniosłem leniwie głowę i przetarłem oczy.
   - Co jest? - zapytałem ziewając.
   - Koniec pracy na dziś, wracamy do domu - powiedział Kisa-san.
   - Zasnąłem?!
   - Tak.. Nie chcielibyśmy cię budzić, bo wyglądałeś na zmęczonego..
   - Ah.. - powiedziałem tylko.
Zebrałem wszystkie swoje rzeczy i wyszedłem z biura. Skierowałem się w stronę metra. Sprawdziłem telefon, ale Takano-san ani nie zadzwonił, ani nie napisał. Humor popsuł mi się jeszcze bardziej. Mimo to nie zamierzałem przepraszać. W swoim zachowaniu wiedziałem trochę racji i było mi źle z tym, że Takano-san nie zrozumiał mnie w tej kwestii. Ważnym było dla mnie byśmy mówili sobie o wielu rzeczach i dzielili się problemami, bo przez zwykłe nieporozumienie, dziesięć lat temu rozstaliśmy się. Nie chciałem popełnić znów tego samego błędu. Powinniśmy sobie ufać. Czy on na prawdę nie może mnie zrozumieć? 
   Westchnąłem zrezygnowany. Wstąpiłem jeszcze do całodobowego sklepu po szybką kolację. Kupiłem także kilka napojów energetycznych. Bez nich prawdopodobnie nie dawałbym rady wykonywać swojej pracy. Polega ona praktycznie zawsze na siedzeniu do późna. Zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu.
   W domu zjadłem szybko kolację i poszedłem pod prysznic. Odkręciłem ciepłą wodę i westchnąłem. Po kąpieli przebrałem się w piżamę i nalałem sobie szklankę zimnej wody. Już miałem wziąć pierwszy łyk, gdy naczynie wypadło mi z rąk.  Przerwał mi atak kaszlu. Upadłem na kolana i przyłożyłem dłoń do ust. Ciekła mi z niej ciepła, lepka substancja. Spojrzałem na rękę otwierając szeroko oczy.
   Krew.

~ ♥ ~

   Rano obudziłem się z silnym bólem głowy. Oczy same mi się zamykały z powodu bezsenności. W nocy wstawiłem kilka razy, by spoglądać na rozbite szkło leżące w koszu na śmieci. Uświadamiałem sobie wtedy, że to, co wydarzyło się wczoraj w nocy nie było snem. Nie rozumiałem dlaczego to się wydarzyło. Chyba nie choruję na nic poważnego? Pomysł z pójściem do lekarza odsunąłem niemal od razu. Gdyby działo się ze mną coś niedobrego, dowiedziałbym się o tym na badaniach. Pewnie zatrułem się jedzeniem z supermarketu. Uśmiechnąłem się do siebie szczęśliwy, że znalazłem powód mojego wczorajszego zachowania. Wrzuciłem śmieci i skierowałem się do pracy. Na wejściu stanąłem twarzą w twarz z Yokozawą.
   - Dzień dobry. - przywitałem się nie chętnie.
   - Kogo ja widzę. - prychnął. - Tęsknisz za Masamune, co?
   - Nie Pana sprawa. - oznajmiłem.
   - Ho.. Pokłóciłeś się z nim? - zapytał.
   - Jak już mówiłem, nie Pana sprawa. - powiedziałem dobitnie.
W tym samym czasie winda się zatrzymała.
   - Hm.. Kłótnia małżeńska, co?
Otworzyłem szeroko oczy. Widząc moją minę uśmiechnął się cynicznie.
   - Powodzenia. - powiedział na odchodne.
Wkurzony wyszedłem z windy i podszedłem do swojego biurka rzucając na nie swoje rzeczy.
   - Dzień dobry. - przywitałem się.
   - Część Rit-chan. Jak tam?
   - Mogło być lepiej. - mruknąłem i zacząłem przeglądać scenopisy.
   - Czy na dworze jest tak gorąco? - zapytał Hatori.
Zmarszczyłem brwi.
   - Nie rozumiem. - powiedziałem zdezorientowany.
   - Jesteś cały zarumieniony na twarzy.
Przyłożyłem dłoń do policzka. Był ciepły, ale nie aż tak, bym sądził,że jestem czerwony na twarzy.
   - Przepraszam, pójdę do toalety. - oznajmiłem i skierowałem się w stronę łazienki.
Faktycznie, moją twarz odbijające się w lustrze była czerwoną jak burak. Odkręciłem zimną wodę i przemyłem twarz. Wyciągnąłem z kieszeni tabletkę na ból głowy i połknąłem popijając wodą. Nie mogłem pozwolić sobie teraz na żadne  choroby. Mieliśmy teraz strasznie pracowity okres w biurze, a wyjazd Takano-san jeszcze wszystko pogarszał. Zrezygnowany ostatni raz opłukałem twarz i wróciłem do pracy. Gdy usiadłem na krześle mój telefon służbowy zadzwonił
   - Tak?
   - Onodera. - usłyszałem głos Takano.
Moje serce zabiło mocniej.
   - Słucham. - powiedziałem niepewnie.
   - Daj mi Hatori'ego do telefonu, nie mogę się do niego dodzwonić.
Uczucie rozczarowania wypełniło całe moje ciało.
   - Oczywiście. - powiedziałem bez emocji i podałem słuchawkę Hatori'emu.
Bez entuzjazmu opadłem na krzesło i odpaliłem laptopa.



__________________________________________________________________________________________________________


Komentarz?