czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział X

   - Cieszymy się że wróciłeś! - krzyknął Kisa.
Zostałem wyściskany po kolei przez każdego z naszego działu. Dzisiaj wróciłem do pracy już w pełni zdrowy. Humor dopisywał mi już od samego rana. Po przebudzeniu Takano-san zafundował mi śniadanie do łóżka, co było miłą odmianą. Szpitalne jedzenie nie było zbyt smaczne, choć i tak wiele go nie jadłem. W tamtym okresie żyłem praktycznie tylko na kroplówkach. Tak, to było bardzo miła odmiana.
   Rozejrzałem się po naszym piętrze. Nic się nie zmieniło, prócz tego, że doszło jeszcze jedno miejsce dla kolejnego pracownika, którym był zapewne Hasegawa.
   - My się jeszcze nie znamy.
Odwróciłem się niepewnie. Przede mną stał wysoki mężczyzna o czarnych włosach i brązowych oczach.
   - A tak, przepraszam. jestem Ritsu Onodera.
   - Miło mi, Hasegawa.
Zmarszczyłem brwi. Nie zamierza powiedzieć swojego imienia? Wzruszyłem ramionami. Odwróciłem się do reszty z uśmiechem na ustach. Jak ja tęskniłem za pracą w wydawnictwie! Mimo iż zawsze było dużo pracy, sprawiało mi to przyjemność. Co prawda trafiłem tu przez pomyłkę, ale wszystko ułożyło się lepiej, niż śmiałem sądzić pierwszego dnia.
   - To.. jest dla mnie jakieś zadanie?
   - Jasne. - powiedział Takano i rzucił mi na biurko stos scenopisów. - To nazbierało się przez twoją nieobecność. - puścił mi oczko.
   - Dzięki! - uszczęśliwiony zabrałem się do pracy.
Takano stał zaskoczony i wpatrywał się we mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem. Pewnie myślał, że coś mu odpyskuje, ale to był mój pierwszy dzień po tak długiej przerwie! Nie miałem powodów do narzekań. Choć moje nastawienie zapewne zmieni się już po kilku dniach. Wziąłem marker w dłoń i zacząłem nanosić poprawki

~ ♥ ~

   Podczas przerwy na lunch, zamiast coś zjeść, wyszedłem z budynku wydawnictwa by się przejść. Cały czas było mi mało świeżego powietrza. Było w końcu lato, a na dworze była piękna pogoda. Wszystko wyglądało tak magicznie! Kwiaty zdobiły brzegi ulic, a ludzie byli po prostu uśmiechnięci i cieszyli się życiem. W takiej chwili każdemu poprawiłby się humor. Usiadłem na ławkę w pobliskim parku i odetchnąłem. Po raz kolejny tego dnia uśmiechnąłem się.
   - Co się szczerzysz?
Zdezorientowany odwróciłem się.
   - Co ty tu robisz? - zapytałem.
Takano-san stał przede mną, a w dłoniach trzymał dwa pudełka na lunch.
   - Chyba co ty tu robisz! Ledwo wyszedłeś ze szpitala. Nie możesz teraz omijać posiłków.
Mój uśmiech lekko przygasł.
   - Przepraszam.
   - Nic się nie stało. Masz. - podał mi jedno z pudełek.
   - Dzięki.. - powiedziałem cicho.
Usiał obok mnie i złapał mnie za rękę.
   - Ej, a jeśli..
   - Rozejrzyj się. Nikogo tu nie ma.
Miał racje. w parku nie było żywej duszy. Najwyraźniej wszyscy ludzie idący główną ulicą gdzieś się śpieszyli. Nikt nie zamierzał tu wstąpić chociaż na chwilę.
   - Okej. - powiedziałem odprężony.
   - Przy okazji, w piątek mamy imprezę wydawniczą.
   - Z jakiej okazji?
   - Sprzedasz Emerald w ostatnich miesiącach wzrosła o dwadzieścia procent.
   - Poważnie?! Jak?
   - Byłem w tamtym okresie strasznie.. zapracowany.
Jak na zawołanie przypomniał mi się tamten jeden, straszny miesiąc.
   - Rozumiem.. Ale czy ja powinienem tam iść?
   - Jak to?
   - Prawdę mówiąc w żadnym stopniu nie przyczyniłem się do tego sukcesu.
   - Nie gadaj głupstw. - wybuchnął. - Czy zawsze musisz być tak niepewny?
Prychnąłem.
   - To nie prawda! Jestem bardzo pewny siebie.
   - Ach tak? - uśmiechnął się cynicznie. - Nie wydaje mi się.
   - Jak mam ci to udowodnić? - zapytałem zdeterminowany.
   - Pocałuj mnie.
   - Ha?!
   - No co? Skoro nie wahasz się w żadnej sytuacji, to co ci szkodzi? I tak nikogo tu nie ma.
Zacisnąłem usta. I po co mi to było? Spojrzałem prosto w jego oczy. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wziąłem głęboki oddech. W ułamku sekundy zbliżyłem się do jego twarzy i złożyłem lekki pocałunek na policzku. Cały zarumieniony odsunąłem się od niego. Przecież nie mówił o jaki pocałunek mu chodzi. 
   - I co? - zapytałem uśmiechnięty.
Chwilę później przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Pocałunek trwał tak długo, że powoli brakowało mi tchu. W końcu odsunął mnie od siebie.
   - Co ty.. Tak nagle.. - wyszeptałem.
   - To twoja wina.
   - Co? Niby czemu?
   - Nie ważne. Dzisiaj wrócę później. - rzucił przez ramię i skierował się w stronę budynku wydawnictwa.
Zmarszczyłem brwi.Wziąłem się za jedzenie nie myśląc o wcześniejszej sytuacji.
   Gdy byłem już w biurze usiadłem za swoim biurkiem odświeżony, najedzony i gotowy do działania. Już miałem zabierać się do pracy, gdy usłyszałem wibracje komórki. Zaskoczony wyjąłem telefon z kieszeni i odczytałem wiadomość:
Instynktownie złapałem się za szyję. Wstałem i jak najszybciej mogłem, dotarłem do łazienki.. Stanąłem przed lustrem. Niewielki czerwony ślad zdobił moją skórę w okolicach ucha.
   - Cholera! - syknąłem.
Umyłem ręce w zimnej wodzie i próbowałem ochłodzić tamto miejsce, bezskutecznie. Westchnąłem.
   - Głupi Takano.
Poprawiłem włosy i wyszedłem z łazienki jakby nigdy nic. Usiadłem przed swoim biurkiem i nawet nie spoglądając w jego stronę odpaliłem laptopa i zająłem się pracą. W między czasie kilka razy pochwyciłem spojrzenie Hasegawy. Skrępowany odwracałem wzrok, ale czułem, że dalej mnie obserwuje. Uradowany doczekałem końca mojej zmiany. Wyszedłem, tym razem bez  Takano i udałem się w drogę do domu.

~ ♥ ~ 

   Gdy tylko doszedłem do naszego mieszkania, rozpadało się. Niebo w jednym momencie pokryło się ciemnymi chmurami, a wiatr rozwiewał wszystko. Odetchnąłem z ulgą, gdy znalazłem się w windzie. Przynajmniej nie zmokłem.  W przejściu rzuciłem na podłogę torbę, płaszcz i buty. Takano-san pewnie zaraz skarciłby mnie za to zachowanie, ale teraz nie było go tutaj. Mogłem robić co mi się podoba.
   Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Nie miałem dzisiaj żadnej pracy, którą musiałbym wykonywać w domu, dlatego pozwoliłem sobie na chwilę relaksu. Ułożyłem się wygodniej i zacząłem skakać po kanałach w celu znalezienia czegoś, co by mnie zaciekawiło. W pokoju było ciemno, co dodawało nastroju. Nigdy nie lubiłem oglądać filmów za dnia. Ciemność pozwalała bardziej się wczuć. Zapewne z tego powodu w kinach było ciemno. W pewnym momencie natrafiłem na film ''Klątwa''. Zmarszczyłem brwi, gdy na ekranie pojawiła się biała kobieta. Dosłownie biała. Tylko czarne włosy odznaczały się na tle jej kompletnie bladego ciała. Nagle skoczyła na jedną z bohaterek. Instynktownie krzyknąłem i podskoczyłem ze strachu. Próbowałem przełączyć kanał, nienawidziłem horrorów, jednak w tym momencie pilot się zaciął. Tak po prostu. Westchnąłem zrezygnowany. Wziąłem do ręki poduszkę i skierowałem wzrok z powrotem na ekran. I tak nie miałem nic innego do roboty.
   Po dwudziestu minutach film się skończył. To jednak nie był dobry pomysł, by oglądać go do końca. Wstałem z zamiarem wyłączenia telewizora, jednak światło w całym mieszkaniu zgasło. Rozejrzałem się w wokoło. Panowała absolutna ciemność. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Siedem procent baterii. Świetnie. Oświetlając sobie drogę ruszyłem powoli do naszego pokoju. Dalej nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że mieszkamy razem. W liceum było to dla mnie wyjątkowe marzenie. Myślałem o nim, jak o nie do spełnienia. Otworzyłem drzwi, które nagle zaskrzypiały. Wstrzymałem oddech. Wcale się nie boję. To tylko moja wyobraźnia. Pośpiesznie zdjąłem spodnie, skarpetki i koszulę. Włożyłem je do szafy, prawie uderzając głową o jedną z półek. Przetarłem bolące miejsce i wyjąc pierwsza, lepszą koszulkę włożyłem ją na siebie. Czym prędzej schowałem się pod kołdrę wcześniej kładąc telefon na szafkę nocną. Słychać było tylko odgłosy deszczu uderzającego o parapet okna. W tym momencie nawet ten dźwięk przyprawiał mnie o ciarki. Ostatni raz tej nocy sięgnąłem po telefon, by sprawdzić godzinę. Dwudziesta trzecia osiem. Odłożyłem komórkę z powrotem na miejsce i ułożyłem się wygodniej przykrywając twarz kołdrą. Zatkałem uszy i zacisnąłem powieki. Nic nie widziałem, ani nie słyszałem. Skuliłem się nie myśląc nawet o śnie. W tym momencie było to dla mnie niemożliwe. Serce ze strachu biło mi jak oszalałe. Mimo iż wiedziałem, że nie ma co się bać, moja wyobraźnia nie była o tym przekonana. Nagle poczułem na moim ramieniu lekki dotyk. Wydałem z siebie okrzyk przerażenia i wyskoczyłem spod kołdry. Spojrzałem przed siebie. Przede mną stał Takano ze zdezorientowaną miną.
   - Wróciłem.. - powiedział niepewnie.
Nie zastanawiając się dużej, przytuliłem się do niego. Po chwili odwzajemnił uścisk.
   - Co jest? - zapytał.
   - N-nic takiego.. - przecież nie mogłem się przyznać, że wystraszyłem się głupiego filmu.
   - Jak nie, przecież widzę, że coś..
   - Po prostu tęskniłem. - odsunąłem się od niego i spojrzałem mu głęboko w oczy.
   - Ach tak.. - szepnął mi prosto do ucha.
Nagle moje nogi stały się jak z waty. Przylgnąłem do niego bardziej, by nie upaść.
   - Ho.. uwodzisz mnie?
   - Co? Nie! - momentalnie zaprzeczyłem.
Jego usta znalazły się na mojej szyi.
   - Masz moją koszulkę? - zapytał.
Spojrzałem w dół. Faktycznie, po ciemku prawdopodobnie wziąłem koszulkę Takano-san.
   - Tak.. - powiedziałem zawstydzony.
   - Hm.. - mruknął.
Przyciągnął mnie do siebie. Próbowałem się opierać, ale bezskutecznie.
   - Zadziorny jesteś dzisiaj. Co, chcesz być na górze?
   - Co?! - krzyknąłem.
   - Uznaję to na nie.
Tej nocy nie powiedziałem już nic więcej.

~ ♥ ~ 

   - Pamiętajcie, dzisiaj mamy być w hotelu na dziewiętnastą! - powiedział Takano-san
Dzisiaj kończyliśmy pracę wcześniej z powodu imprezy wydawniczej, która miała się odbyć w hotelu, dwie przecznice od naszego domu. Ucieszyła mnie ta informacja, przynajmniej nie będę musiał wracać do domu pociągiem lub taksówką. Mimo to wciąż miałem wątpliwości co do mojego udziału w tej ''uroczystości''. Przecież w żadnym stopniu nie przyczyniłem się do tego sukcesu. 
   - Nie wzdychaj tak. - powiedział Takano klepiąc mnie po plecach.
   - Okej.
Była godzina siedemnasta, więc nie zostało nam dużo czasu. Musieliśmy być na miejscy wcześniej, aby dopilnować, by wszystko poszło jak należy. Szybko wpadłem do domu i przebrałem się w garnitur. 
   - Gdzie się tak śpieszysz? - zapytał Takano-san.
   - Jak to, gdzie? Przecież musimy jeszcze wszystko przygotować i..
   - Spokojnie,mamy czas. A tak przy okazji.. Masz źle zapięte guziki.
Zakłopotany poprawiłem guziki w koszuli. 
   - Denerwuję się!
   - Nie ma czym, będą tam tylko ludzie z wydawnictwa i autorki.
   - Autorki też?
   - Oczywiście! Przecież to głównie dzięki nim odnieśliśmy ten sukces. Nie było innej możliwości, musieliśmy je zaprosić.
   - Rozumiem..
   - Masz. - podał mi talerz z curry.
   - Mamy w ogóle czas na jedzenie?
   - Impreza jest na dziewiętnastą. Mieliśmy być wcześniej, a że mamy do hotelu zaledwie kilka minut spacerem, to gdy wyjdziemy godzinę przed rozpoczęciem, powinno być w porządku.
   - Skoro tak mówisz..
Wziąłem się za jedzenie. Tam prawdopodobnie nie będziemy mieć na to czasu. Nienawidziłem tych imprez. Zawsze było tyle roboty, inni się bawili, a ja musiałem zapieprzać. Jednak dziś chciałem zrobić tyle, ile mogłem. Skoro nie przyczyniłem się do sukcesu, to pomogę chociaż w przygotowaniach. 
   - Ubrudziłeś się tu. - Takano-san wskazał na moją brodę.
   - Och.. - podniosłem dłoń, by się wytrzeć, jednak Takano-san złapał mnie za dłoń.
   - Poczekaj. - schylił się nad stołem i zlizał dwa ziarenka ryżu z mojego policzka.
   - Co ty wyprawiasz? - pisnąłem cały czerwony.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
   - Dziękuję za posiłek. - powiedziałem odkładając talerz do zlewu. - Wychodzę.
   - Okej.
Ubrałem buty i gotowy do wyjścia odwróciłem się ostatni raz za siebie. Takano-san stał tuż za mną.
   - Do zobaczenia. - powiedział całując mnie.
   - T-tak.. Do zobaczenia. - wymamrotałem wychodząc.
Oparłem się o drzwi windy ciężko oddychając. Czy on zawsze musi sprawić, że serce bije mi jak szalone? Poprawiłem włosy i wyszedłem z windy. Podążałem ulicą, już sprzed budynku naszego mieszkania można było dostrzec hotel Nikko Narita. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem przed siebie. Kolejny raz z rzędu miałem witać gości i wskazywać im drogę. Nie było to jakoś wyczerpujące, ale za to strasznie nudne. Wszedłem do hotelu, w oddali zobaczyłem Hatoriego.
   - Hatori-san! -pomachałem w jego stronę.
   - Onodera. Jesteś wcześnie.
   - I tak nie miałem nic do roboty, więc..
Uśmiechnął się ciepło.
   - Dzięki, że przyszedłeś. To duża pomoc dla nas.
   - Nie ma za co.
Gdy wszystko doprowadzaliśmy do porządku goście zaczynali się schodzić. Około dwudziestej wszyscy byli już na miejscu, więc mogłem zejść ze swojego stanowiska. Wszystko było jak należy. Takano-san wygłosił mowę, dziękując przy tym nam, edytorom, i autorką za ciężką pracę przez ostatnie miesiące. Później puszczono muzykę i goście zaczęli tańczyć. Stopniowo parkiet się zapełniał.
   - Czyż nie wyglądają przepięknie?
   - Tak! Masamune powinien się w końcu ustatkować.
   - Cóż za piękny taniec!
Baczniej przyjrzałem się tańczącym parą. Dokładnie pośrodku parkietu tańczył Takano-san z jakąś kobietą. Porównując ją do innych, była najpiękniejsza na sali. Przełknąłem ślinę. Wyglądali tak naturalnie. Na moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Pośpiesznie odwróciłem wzrok. Nie chciałem teraz na niego patrzeć. Nie w takiej sytuacji.
   - Rit-chan!
Odwróciłem się. Przede mną stał Kisa-san.
   - O co chodzi?
   - Przepraszam, że cię o to proszę, ale mógłbyś poprosić personel by donieśli szampana? Nasze autorki chyba nie zamierzają poprzestać na jednym kieliszku. - powiedział wskazując na bar.
Ten widok totalnie mnie zaskoczył Przy barze stała grupka kobiet, które widocznie miały już dość alkoholu na dziś. Parsknąłem śmiechem.
   - Już idę.
   - Dzięki!
Wyszedłem na korytarz w poszukiwaniu kelnera. Nigdzie nie było ani śladu personelu. westchnąłem przeciągle. Po kolei sprawdzałem pomieszczenia na parterze.
   - Cholera. - powiedziałem.
Położyłem dłoń na klamce ostatnich drzwi. Zapaliłem powoli światło. Na półkach stały różne rodzaje alkoholu. Już sięgałem po jedną z butelek, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Pośpiesznie się odwróciłem. Przede mną stał Takano-san. Dopiero teraz z bliska mogłem zobaczyć, jak świetnie dziś wygląda. Garnitur leżał na nim świetnie.
   - Co tu robisz? - zapytałem.
Czyżby jego też wysłano po alkohol? 
   - Szukałem cię.
   - Dlaczego?
   - Chciałem z tobą zatańczyć.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
   - Zatańczyć? Dwóch facetów na parkiecie? Razem? Co sobie ludzie pomyślą?
   - Że jesteśmy pijani. - odpowiedział szczerze.
   - Lepiej wracaj do tej kobiety.
   - O co ci chodzi?
   - O nic. - mruknąłem.
   - A.. rozumiem. Jesteś zazdrosny.
   - Ja? Zazdrosny? W życiu.
   - Jesteś zazdrosny.
   - Nie!
   - Tak.
   - Nie jestem!
   - To dlaczego się tak denerwujesz?
   - To dlatego, że.. - w tym momencie puszczono wolną muzykę.
Było ją słychać nawet w składziku. Takano-san zamknął drzwi za sobą.
   - Mogę prosić?
Popatrzyłem na jego wyciągniętą dłoń. Niepewnie podałem mu swoją. Momentalnie przyciągnął mnie do siebie i objął. Prowadził nie powoli, delikatnie. Wspominałem o tym, że nie umiem tańczyć? 
   - Ale tylko na chwilę.
   - Okej. - powiedział muskając lekko moją szyję.
Kołysaliśmy się w rytm muzyki. Lekko nachyliłem się do jego ucha.
   - Kocham cie.
   - Ja ciebie też.



__________________________________________________________________________________________________
Długo czekaliście, ale w końcu jest. Liczę na komentarze! :D
PS: Czy tylko ja nie mogę się doczekać 3 sezonu Junjou Romantica? Usagi ♥,♥
Dwa ciacha :3

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział IX

   Powoli zaczynałem tracić nadzieję. W żadnej z sal nie było Ritsu. Do przeszukania zostały mi tylko drzwi na końcu korytarza. Wszedłem do pomieszczenia. Było tam kompletnie ciemno. Zapaliłem światło. Nie było tam żadnego okna. Na stole leżała kartka: ,,Żywi pacjenci''. Rozejrzałem się dookoła. Trzy łóżka stały koło siebie, ciała przykryte były białym prześcieradłem, co pewnie miało uchronić przed wdychaniem dużej ilości kurzu. Po kolei odkrywałem łózka. Poczułem niewyobrażalną ulgę, gdy na drugim łóżku zobaczyłem Ritsu. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Nie zastanawiając się dłużej wziąłem go na ręce. Otworzyłem szeroko oczy, gdy uświadomiłem dobie jak był chudy. Przez szpitalne ubranie mogłem wyczuć i policzyć jego żebra. wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do windy. w oddali było słychać odgłos policyjnych syren. Powoli schodziłem po schodach. Gdy zszedłem na parter do budynku wkraczali uzbrojeni policjanci. Wszyscy spoglądali na mnie zaskoczeni. Minąłem ich wszystkich i wyszedłem. Podbiegli do mnie sanitariusze próbując wyrywając mi Ritsu z rąk. Zgromiłem ich wzrokiem. W tym momencie nie miałem zaufania do żadnego z lekarzy.
   - Musi pan pozwolić nam pomóc!
   - Tutaj mu nie pomagano. Jakie mam podstawy, by wam ufać?
   - Może takie, że jeśli nie zabierzemy go zaraz do szpitala, umrze w ciągu kilku godzin?!
Te słowa mnie przekonały. Powoli położyłem Ritsu na nosze i odprowadziłem go do karetki.
   - Niestety nie może się pan z nami zabrać. Jednak proszę jechać za nami. Zabieramy go do prywatnej kliniki.
   - W porządku.
Pobiegłem do swojego samochodu. Odpalając silnik cały czas obserwowałem karetkę. W tym momencie nic innego się dla mnie nie liczyło. Trąbiłem na policjantów, którzy próbowali zastąpić mi drogę. Wyjechałem na drogę i skierowałem się za biało-czerwonym pojazdem. Po drodze mijaliśmy tłumy ludzi i reporterów, tylko czekających na taką sensację. Mocniej zacisnąłem ręce na kierownicy. Pieprzeni idioci. Nie rozumiałem jak ta sprawa mogła być tak długo utrzymywana w tajemnicy. Do tego nic nie zauważyłem. Żadnej zmiany w jego zachowaniu, która wskazywałaby na to, że dzieje się coś złego. Zabawne, jak jedno brutalne zdarzenie, może sprawić, że spojrzysz na świat inaczej. Zaparkowałem na parkingu pod szpitalem. Wysiadłem z samochodu i podbiegłem do sanitariuszy.
   - Mogę pójść z wami? - mój głos był pełny desperacji.
   - Tak, tylko proszę nam nie przeszkadzać. Wiemy, co pan czuje.
Skinąłem głową i poszedłem za nimi. Ponownie zostawiono mnie samego w poczekalni, czekającego na dobre wieści. Po chwili przysiadła się do mnie pewna kobieta.
   - Pan także..?
   - Tak.
Uśmiechnęła się smutno.
   - To dla pana ktoś ważny, czy może..
   - Kochamy się.
   - Rozumiem. - szepnęła.
Z jednej z sal wyszedł mężczyzna. Ze skwaszoną miną spojrzał w naszą stronę.
   - Mówiłem ci, żebyś tu więcej nie przychodziła! - wrzasnął do kobiety siedzącej obok mnie.
   - Wiem.
   - Odpieprz się! - krzyknął, wymijając nas.
Ona jednak podążyła za nim. Odwróciła się jeszcze na moment i powiedziała z uśmiechem:
   - Najgorzej jest być nikim dla kogoś, kto jest dla ciebie wszystkim..
Zastanowiłem się nad jej słowami. Przypomniały mi się czasy, gdy Ritsu opuścił szkołę i wyjechał uczyć się za granicę. Właśnie w tamtym momencie, myślałem, że jestem dla niego nikim. Jedno fatalne nieporozumienie zniszczyło to, co nas łączyło. Ze zdenerwowania przeczesałem dłonią włosy.
   - Panie Takano?
Odwróciłem się. Niska dziewczyna stanęła przede mną z dokumentami w ręku.
   - Z panem Onoderą już wszystko w porządku. Zrobiono mu płukanie żołądka i podłączono kroplówkę oraz przetoczono krew. Wszystko już w porządku.
   - A co z jego chorobą?
   - Leki, które podano mu w szpitalu pomogły. Jest już zdrowy.
Poczułem niewyobrażalna ulgę.
   - Czy mogę..
    - Tak, oczywiście. Pan Onodera jest teraz przytomny, więc macie szansę.. - uśmiechnęła się szczerze.
Nie oglądając się, wszedłem do sali numer dziewięćdziesiąt dwa. Było tam znacznie ładniej, niż w poprzedniej sali. spojrzałem na Ritsu. Siedział na łóżku spoglądając tempo w biel pościeli.
   - Cześć.. - powiedziałem cicho.
Momentalnie odwrócił się w moją stronę. Wyciągnął do mnie ręce. W jego oczach było błaganie tylko o jedno. Podszedłem i mocno objąłem go ramionami. To, co działo się w ostatnich dniach było nie do pomyślenia. Nie spodziewaliśmy się, że takie rzeczy się nam przytrafią.
   - Za dwa dni mogę wrócić do domu. - szepnął.
   - To dobrze.
   - Prawie umarłem.
   - Prawie. - powiedziałem dobitnie.
   - Było bardzo blisko. Nigdy o tym nie myślałeś? - zapytał. - Gdyby przypadło ci przyjść na mój pogrzeb, załamałby ci się grunt pod nogami? Potrafisz wyobrazić sobie, że zamiast ciepłej bluzy zakładasz białą koszulę, a na nią marynarkę?  Że zamiast luźnych dresów, ubierasz eleganckie spodnie? Że zamiast iść na spotkanie ze mną, idziesz na mój pogrzeb? Dostając informację, że kilka minut temu moje serce przestało bić, upuściłbyś kubek gorącej kawy, osuwając się przy ścianie w dół? Krzyczałbyś i uderzył pięścią w ścianę, by zabić rozrywający ból? Wpadłbyś w atak furii demolując mieszkanie, kalecząc przy tym swoje dłonie od rozbitego szkła? Biorąc do ręki bluzę, wybiegłbyś z mieszkania po wódkę, żeby ukoić ból? Wypaliłbyś całą paczkę papierosów, kręcąc przecząco głową, że to nie prawda, że to tylko głupi sen? Nie wierzyłbyś? Nie mógłbyś się z tym pogodzić? Oszalałbyś z tęsknoty do mnie? Szybko zapomniałbyś jaki mam kolor oczu i jak szybko bije mi serce? Rzuciwszy na mój grób białą różę, pożegnałbyś się? Odchodząc, potrafiłbyś dalej żyć, po prostu, jak gdyby nigdy nic? Żyć jak do tej pory. Normalnie. Potrafiłbyś?
   - Nie.
   - Ja także bym nie potrafił, gdyby chodziło o ciebie.
   - Przepraszam.
   -To nic. Kocham cię.
   - Tak. Ja ciebie też.
Przywarłem do niego ustami składając lekki pocałunek na jego wargach. Przytulił się do mnie jeszcze mocniej.
   - Nie chcę się z tobą rozstawać.
   - Zostanę z tobą na zawsze.
   - Na zawsze.. To bardzo długo.
   - Ale i tak za mało.
Mocniej wtulił się w moje ramiona. Zasnęliśmy razem na szpitalnym łóżku zapominając o reszcie świata.

~ ♥ ~
-Perspektywa Ritsu-
Następnego dnia.

   Obudziłem się. Próbowałem wstać, jednak coś ciężkiego przygniatało mnie do łóżka. Spojrzałem w dół. na moim brzuchu leżał Takano-san cicho chrapiąc. Pogłaskałem go lekko po głowie spoglądając na zegarek. Dziewiąta dwadzieścia trzy. Ziewnąłem cicho. W końcu wszystko wracało do normy. Westchnąłem cicho. Dotknąłem lekko policzka Takano.
   - Hej. 
Mruknął coś w odpowiedzi, Uśmiechnąłem się. Powoli wstałem z łóżka i skierowałem się do toalety. Stanąłem przed lustrem. Spoglądałem na zupełnie obcą osobę. Wychudzona, blada twarz, podkrążone oczy. Westchnąłem i odkręciłem zimną wodę. Dokładnie umyłem buzię i ręce pachnącym mydłem. Wyglądałem już trochę lepiej. Wracając do pokoju potknąłem się o próg. Z hukiem upadłem na podłogę.
   - Cholera. - syknąłem.
Już miałem się podnosić, gdy Takano-san złapał mnie pod pachami i bez problemu podniósł do góry.
   - Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął mi do ucha.
Spojrzałem mu prosto w oczy. Nigdy na mnie nie krzyczał.
   - Ja.. Chciałem tylko iść do toalety. Przepraszam.
Posadził mnie na łóżku. Po chwili uklęknął przede mną obejmując brzuch ramionami.
   - Nie, to ja przepraszam. Przez to, co się stało szybko się denerwuję. Nie potrafię być spokojny, jeśli chodzi o ciebie.
Pogłaskałem go po głowie uśmiechając się.
   - Nic się nie stało.
Podniosłem się z łóżka, a Masamune skierował na mnie pytający wzrok.
   - Chodźmy na spacer.
   - Ale..
   - Pamiętasz, co mówił lekarz? Nic mi nie jest. Spójrz. - mówiąc to wskazałem dłonią otwarte okno. - Jest taka ładna pogoda. Od kilku tygodni nie wychodziłem na zewnątrz. Proszę.
   - Okej. - powiedział.
Wyszliśmy na dwór. Ciepłe powietrze uderzyło w moją twarz, co wywołało u mnie uśmiech. Poszliśmy do parku i usiedliśmy  na jednej z pobliskich ławek.
   - To takie nie do pomyślenia.
   - Co takiego?
   - Jeszcze niedawno przeżywaliśmy jedne z najtrudniejszych chwil naszego życia. A teraz? Siedzimy na dworze, jest piękna pogoda i nie dzieje się nic złego.
   - Czy to nie dobrze?
   - Wspaniale. - szepnąłem. - Wreszcie poczułem się szczęśliwy.
   - Mam coś dla ciebie.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
   - Dla mnie? Z jakiej okazji?
   - Może trochę spóźnione, ale.. - powiedział i podarował mi małe pudełeczko. - Otwórz.
Delikatnie rozplątałem białą kokardkę. Otworzyłem wieczko, a moim oczom ukazała się złota obrączka.
   - Mam taką samą. - mówiąc to pokazał swoją lewą dłoń. - Dla ciebie przygotowałem jeszcze wisiorek. Mógłbyś ją sobie powiesić na szyi. Wiem, że nie lubisz nosić pierścionków, sygnetów i tego typu rzeczy, więc..
   - Nic nie szkodzi. Jest cudowna. Z jakiej to okazji?
   - Na twoje urodziny.
Zarumieniłem się. Wstałem i nachylając się złożyłem lekki pocałunek na jego policzku.
   - Dziękuję.
Objął mnie ramieniem.
   - Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy? - zapytałem zestresowany. Do tego chwile temu go pocałowałem.
   - Nikogo tu nie ma. A nawet jeśli.. Niech patrzą. Kocham cię, i chcę to okazywać.
Zaśmiałem się cicho.
   - No co?
   - Nic. Fajnie jest być dla kogoś wszystkim.

~ ♥ ~

   - Życzymy powrotu do zdrowia.
   - Dziękuję. - pożegnałem się z lekarzem.
Sięgnąłem po swoją torbę, jednak Takano wyrwał mi ją z rak.
   - Nie możesz dźwigać.
   - Przecież jestem już zdrowy. - powiedziałem wkurzony.
   - Co nie zmienia faktu, że nie możesz się przemęczać.
   - Będziesz mnie teraz niańczył?
   - Już, spokojnie. - odwróciliśmy się równocześnie, gdy przemówił lekarz. - Onodera-kun, musisz odpoczywać.
   - Okej. - mruknąłem.
Wyszedłem na zewnątrz i pierwszy wsiadłem do auta. Czekałem aż Takano-san zapakuje torbę na tylne siedzenie.
   - Nie martw się tak o mnie. - powiedziałem, gdy był już w środku.
Złapał mnie za dłoń i ścisnął lekko.
   - Przepraszam, ja boję się tego wszystkiego. Tyle zmian naraz..
   - Boisz się zmian?
   - Tylko jednej.
   - Jakiej?
   - Boję się zostać bez ciebie. - rzekł bardzo poważnie.
   - Nigdzie się nie wybieram. - uśmiechnęłam się i potargałam jego włosy.
   - Jesteś dla mnie bardzo ważny
   - Tak jak ty dla mnie. - pogłaskałem go po policzku. - Jedźmy.
Masamune odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę do domu. Wyglądałem przez okno i obserwowałem jak zmienił się krajobraz w czasie mojego pobytu w szpitalu. Było już prawie lato.
   - Właśnie. Kiedy mogę wrócić do pracy?
   - Kiedy zechcesz.
   - Isaka-san zgodził się na to? - spytałem zaskoczony.
   - Ten nowy, którego przyjęliśmy w ogóle nie łapie o co chodzi. Będzie w niebo wzięty, jak wrócisz. Może jeszcze uda ci się poznać Hasegawę.
   - Okej. - o nic więcej już nie pytałem.
Dalej jechaliśmy już w ciszy. Po wejściu do budynku już wyjmowałem klucze do swojego mieszkania, gdy jego ręka mnie powstrzymała.
   - Dziś zostajesz u mnie.
   - Dlaczego? Przecież sam sobie poradzę.
   - Dopiero wyszedłeś ze szpitala. Nie chcę byś zostawał teraz sam.
   - Okej..
Prawdę mówiąc cieszyłem się z jego decyzji. Nie chciałem zostawać sam, ale z drugiej strony nie chciałem się mu narzucać. Co za sprzeczne myśli. Wszedłem do domu zamykając drzwi za sobą.
Poczekałem aż Takano odłoży torbę na podłogę i odwróci się w moją stronę. wyciągnąłem ręce w jego stronę i objąłem jego szyję ramionami. On, nie zastanawiając się dłużej, wpił się w moje usta. Wplotłem dłonie w jego włosy i przysunąłem się do niego jeszcze bliżej. Poprowadził mnie do swojej sypialni i obaj upadliśmy na łóżko. Zarumieniłem się lekko na myśl, co się zaraz wydarzy.
   - Czy na pewno..
   - Tak. Kontynuuj.
Uśmiechnął się lekko i zaczął całować mnie po całej twarzy zaczynając od skroni a kończąc na szyi. Schodził w dół powoli zdejmując ze mnie koszulkę. Jęknąłem cicho. Dotykał mnie po całym ciele zdejmując powoli resztki ubrać. Tak dawno tego nie robiliśmy. Brakowało mi jego bliskości. Powoli, lecz niezdarnie, rozpinałem guziki od jego koszuli. Gdy skończyłem zrzucił ją szybko ze swoim ramion i przycisnął mi dłonie do łóżka. Przyssał się do mojej szyi tworząc doskonale widoczną malinkę. Próbowałem uwolnić ręce, by go dotknąć, jednak on nachylił się do mojego ucha szepcząc:
   - Jeszcze nie teraz..
Zjechał językiem w dół składając pocałunki na moim brzuchu. Czułem się skrępowany, ale i mocno podniecony. Każde miejsce, którego dotknął płonęło.
   - Będę delikatny. - powiedział cicho i wszedł we mnie powoli uwalniając moje dłonie z uścisku. Od razu złapałem się jego ramion przyciągając go do siebie. Czułem się niewyobrażalnie szczęśliwy. Przed zaśnięciem wyszeptałem te ostatnie słowa:
   - Dobrze, że jesteś.



_________________________________________________________________________________________________
Komentarz <3 ?

wtorek, 2 czerwca 2015

INFORMACJA - Ważne

   Pod poprzednim postem zapowiadałam, że rozdział będzie 3 czerwca, jednak nie uda mi się go ukończyć do tego czasu. Do tego okazało się, że razem z rodziną wyjeżdżam w góry (dość spontanicznie wszystko zostało zaplanowane). Dlatego rozdział będzie dopiero POD KONIEC MIESIĄCA. Być może uda mi się podłapać Wi-Fi w hotelu, to dodam rozdział w trakcie wyjazdu.
    Przepraszam za opóźnienia.