niedziela, 24 maja 2015

Rozdział VIII

EDIT: Cofamy się do końca piątego rozdziału, gdzie Masamune wchodzi do gabinetu Isaki.

__________________________________________________________________



-Perspektywa Masamune-

   Wyszedłem z gabinetu Isaki z lekkim sercem. W końcu miałem wszystko uporządkowane  w sprawie pracy Ritsu. Dopóki nie wyzdrowieje, jego miejsce miał zajmować nowy pracownik. Nie byłem z tego zbytnio zadowolony. Kolejny żółtodziób do przeszkolenia. Westchnąłem i wszedłem do naszego działu.
   - A wam co? - krzyknąłem, zauważając, że wszyscy zamiast pracować, leżeli twarzą na biurkach.
   - Szefie! Gdzie byłeś? - zapytał Kisa.
   -  Załatwiałem osobiste sprawy. - odpowiedziałem wymijająco.
   - Jak to? Znowu jakiś romansik na boku? - uśmiechnął się pod nosem.
Zgromiłem go wzrokiem.
   - Nie przypominam sobie, bym ostatnio z kimś romansował.
   - Właśnie! I chyba by ci się to przydało.
   - A chcesz stracić pracę? - zapytałem słodko się uśmiechając.
Momentalnie zrzedła mu mina. 
   - Nie, nie, nie. Już się nie odzywam.
   - I dobrze. - podrapałem się po głowie. - Od jutra mamy nowego pracownika.
   - Jak to? - powiedzieli równocześnie.
   - Normalnie. Onodera przez najbliższy czas nie będzie z nami pracował. Co nie oznacza, że został zwolniony. - dodałem szybko widząc ich miny.
   - Co się dzieje z Rit-chan'em? Ten ostatni telefon.. - powiedział Kisa.
   - Tak. Okazało się że jest śmiertelnie chory. Bez odpowiedniego leczenia, prawdopodobnie.. - dalsza część zdania nie chciała mi przejść przez gardło.
   - Kłamiesz! Przecież nic nie wskazywało na to że..
   - Niestety. Nie rozmawiajmy już o tym. - powiedziałem.
Nie miałem ochoty o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać.
   - Jasne..
Poprawiłem się na krześle i zacząłem przeglądać najnowsze manuskrypty.

~ ♥ ~

   Nazajutrz, gdy już siedziałem w biurze przedstawiono mi nowego pracownika.
   - Dzień dobry. Nazywam się Hasegawa. Miło mi pana poznać.
Podałem mu dłoń.
   - Mnie również. Nazywam się Masamune Ta..
   - Ależ nie musi się pan przedstawiać! Doskonale wiem kim pan jest. Śledziłem pana karierę odkąd.. - w tym momencie rozpoczął swój monolog.
Zignorowałem to i podszedłem do swego biurka biorąc najnowszy manuskrypt.
   - Proszę to po prostu przejrzeć. - położyłem dokument na jego stanowisku pracy. - Jutro ma mi pan szczegółowo wyjaśnić, dlaczego w podanych miejscach naniosłem poprawki. - powiedziałem i uśmiechnąłem się przez ramie.
   - Tak jest. - powiedział tylko.

 ~ ♥ ~

Przez następny miesiąc spotkałem się z Ritsu tylko raz. Nie miałem nawet chwili, by wyjść z biura. Gdy już byłem przygotowany, by na chwilę się wyrwać, to Hasegawa zatrzymywał mnie swoimi głupimi pytaniami w stylu ,,Wytłumaczy mi pan.." , ,,A dlaczego to się robi tak, a nie..". Traciłem przez to czas i w końcu nie mogłem się wybrać do szpitala. Cały czas byłem podirytowany. Dopiero w momencie, gdy zadzwonili ze szpitala poczułem chwilową ulgę, która zaraz zastąpiona została zdenerwowaniem.

-Teraźniejszość-

   Leżałem na szpitalnym łóżku razem z Ritsu. Przytulił się do mnie i ani myślał puścić.
   - Co jest? - zapytałem.
   - Tęskniłem. - powiedział tylko.
Ścisnąłem go mocniej.
   - Kto to był?
Zmarszczyłem brwi.
   - Kto odebrał twój telefon?
   - Nasz nowy pracownik. - prychnąłem.
   - Mamy nowego pracownika? - zapytał wyraźnie ożywiony.
   - Jest w zastępstwie, dopóki ty nie wrócisz do pracy.
   - Dogadujecie się jakoś?
   - Gdzie tam! Jest zwykłym utrapieniem.
   - Gorszym ode mnie?
   - Ty jesteś najlepszy
Uśmiechnął się.
   - Dziękuję.
   - Za co?
   - Za to, że tu jesteś.
Pogłaskałem go pogłowie. Dalej siedzieliśmy już w milczeniu.
   - Jak się czujesz? - zapytałem w końcu.
Od dłuższego czasu nurtowało mnie to pytanie.
   - Czasami leki dają mi ulgę, ale te pobieranie krwi..
   - Pobierają ci krew? - zapytałem zaskoczony.
   - Tak. Raz na tydzień. To jest najgorsze.
   - Mogę zapytać lekarza, o co chodzi. Może da się to jakoś..
   - Nie trzeba. Skoro tu jesteś, to nie mam się czym martwić. W ostatnim czasie, gdy mnie nie odwiedzałeś.. Ja nie miałem już na nic siły. Myślałem ze nic dla ciebie nie znaczę. Moment, gdy nie było cię obok..
   - Nie martw się. - powiedziałem przytulając się do jego głowy. - Nigdzie się już nie wybieram. Nie przychodziłem, ponieważ..
   - To już nie istotne. Ważne, że teraz jesteś ze mną. - podniósł głowę i pocałował mnie lekko w usta. - Boje się tylko jednej rzeczy.
   - Jakiej?
   - Że umrę sam. Umrę przez sen i już więcej cię nie zobaczę.
   - Nie umrzesz. - powiedziałem stanowczo.
   - Mam nadzieję.
   - Pytałeś lekarza, jak długi czas jeszcze będziesz musiał się leczyć?
   - Nie mam nawet okazji. Gdy tylko przychodzi zobaczyć, co ze mną to tylko spogląda przelotnie na moją kartę i wychodzi. Wcześniej trochę rozmawialiśmy, a teraz..
   - Później zapytam się o co chodzi.
   - Okej. - szepnął. -  Nie sądzisz, że ten szpital jest jakiś dziwny?
Popatrzyłem na niego marszcząc brwi.
   - Co masz na myśli?
   - Przesiaduje tu całymi dniami i przez uchylone drzwi widzę kto przechadza się po korytarzach. O dziwno, prócz ciebie, nie widzę żadnego odwiedzającego.
   - Na prawdę? - zapytałem zaskoczony.
Kiwnął głową.
   - Raz tylko widziałem pewnego mężczyznę w garniturze, który wyglądał, jakby miałby się żegnać z życiem. Swoją droga, ja także tak wyglądałem chwilę wcześniej.
   - Nie martw się. Teraz już nic ci nie grozi. Jestem tutaj.
Uśmiechnął się lekko.
   - Widzę. Tylko proszę.. Już nigdy więcej tego nie rób. Nie zostawiaj mnie samego.
   - Dobrze.
Przytuliłem go mocniej na znak potwierdzenia. Nie wiedziałem, jak mogłem go tak po prostu zostawić. Praca nie powinna być moim usprawiedliwieniem. Powinienem znaleźć czas, nawet wtedy, gdy musiałem zająć się tyloma sprawami. Związek powinien opierać się na wzajemnym wspieraniu w trudnych chwilach. Ja jednak w tym momencie nie byłem dla niego żadnym wsparciem. Zawaliłem. 
   - Uśmiechnij się.
   - He ?
   - Nie lubię, gdy robisz taką minę.
Uśmiechnąłem się krzywo.
   - Nie o taki uśmiech mi chodziło. - powiedział Ritsu, śmiejąc się.
   - Co poradzę, że nie potrafię uśmiechać się na zawołanie.
   - Powinieneś to poćwiczyć.
   - Postaram się. - poczochrałem jego włosy.
Przerwało nam głośnie otwieranie drzwi.
   - Odwiedziny się skończyły. - powiedziała srogo pielęgniarka.
Popatrzyłem smutno na Ritsu.
   - Przyjdę jutro.
W jego oczach dojrzałem cień strachu. Złapałem go za ramiona.
   - Przyjdę na sto procent! Obiecuję.
Kiwnął tylko głową, na znak, że rozumie. Niechętnie wyszedłem z sali.

~ ♥ ~

   Siedziałem w biurze i zamiast zająć się pracą, co chwilę spoglądałem na zegarek. Do wyjścia zostały mi jeszcze trzy godziny. Scenopisy leżały na moim biurku czekając na sprawdzenie, lecz pierwszy raz w swojej karierze nie miałem ochoty ich ruszać. Ze złości uderzyłem pięściami o biurko. Wszyscy pracownicy się wzdrygnęli.
   - No co? - zapytałem.
   - Nic. Takano-san, może przydałby ci się odpoczynek? - powiedział Hatori.
   - Może. - powiedziałem i spakowałem swoje rzeczy do torby.
Zarzuciłem marynarkę na ramiona i ruszyłem w stronę wind.
   - Urlop?
Odwróciłem się, za mną stał Yokozawa.
   - Już nie mogę wcześniej wyjść? - nie miałem teraz ochoty z nikim rozmawiać.
   - Coś ty taki rozdrażniony?
   - Po prostu nie mam humoru.
   - Chodzi o tego nowego?
   - Tak. - odpowiedziałem.
W rzeczywistości nie było to prawdą, lecz wolałem odpowiedzieć twierdząco ukrócając kolejne pytania.
   - Co z Onoderą?
Jednak się nie udało.
   - Mogłoby być lepiej.
   - Aż tak źle?
   - Powiedzmy.
Winda zatrzymała się na drugim piętrze.
   - Wysiadam tutaj. Trzymaj się Masamune.
   - Jasne. Ty tez.
Dalszą drogę przemilczałem. Wysiadając napotkałem trzy kobiety.
   - To straszne..
   - Jak mogli zrobić coś takiego!
   - Dobrze, że mojego tatę przenieśli z tamtego szpitala.
Zainteresowany podszedłem do nich.
   - O co chodzi?
   - Takano-san! Już wracamy do pracy, tylko..
   - Nie o to chodzi. Mogłybyście mi powiedzieć więcej o tym szpitalu?
   - Nie wie pan? - zapytała zaskoczona.
   - Nie, o co chodzi?
   - Wszystkie wiadomości teraz o tym trąbią. Dokładnie dziesięć minut temu do sieci trafiło nagranie z Tokijskiego Szpitala, które nagrała jedna z pielęgniarek. Straszne rzeczy się tam dzieją.
   -  Można jaśniej? - zapytałem zdenerwowany.
To właśnie w tym szpitalu leżał Ritsu.
   - Na pacjentach, którzy mieli problemy z płucami testowano  najnowsze leki na HIV. Nie wiadomo jeszcze skąd wzięli pomysł, by testować je akurat na ludziach z tą przypadłością. Pielęgniarka schowała kamerę pod uniformem, by nikt jej nie przyłapał. Widać było skutki uboczne testowania leków. Podobno wielu ludzi zmarło. Właśnie jedzie tam policja. Zaskoczeniem było, że media dowiedziały się o tym wcześniej, niż władze. 
   - Jesteś pewna, że chodziło o Tokijski szpital?
Panika brała nade mną górę.
   - Tak. Co się stało Takano-san? Strasznie pan zbladł. Czyżby miał pan tam kogoś bliskiego? - zapytała przerażona.
Wybiegłem z  budynku i skierowałem się prosto do mojego samochodu. To niemożliwe. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Ritsu nie mógł być w to wplątany. Zaparkowałem przed szpitalem. Nie było tam żywej duszy. Prawdopodobnie przegoniono wszystkich reporterów. Wszedłem do budynku i włączyłem windę. Zniecierpliwiony zrobiłem dwa kroki w bok i ruszyłem w górę schodami. Dotarłem na trzecie piętro i wzrokiem przeczesywałem drzwi z numerami sal. W końcu znalazłem właściwą i z hukiem ją otworzyłem, jednak nikogo w niej nie było. Podszedłem do drzwi obok. W tym pomieszczeniu także nie było nikogo. Otwierałem wszystkie po kolei w nadziei, że w końcu znajdę te właściwe. Zrezygnowany podszedłem do ostatnich drzwi. Otworzyłem je resztkami sił. Ku mojemu zaskoczeniu na łóżku leżała skulona pielęgniarka.
   - Przepraszam.. - powiedziałem niepewnie.
Drgnęła zaskoczona i powoli się podniosła.
   - Pan jest..
   - Odwiedzałem Ritsu Onoderę. Może mnie pani pamięta.
   - Więc to pan..
Spojrzałem na nią pytająco.
   - Przepraszam.
   - Za co? - przerażenie widniało w moich oczach.
   - Za to co zrobiliśmy panu Onoderze. Do tego jeszcze te pobieranie krwi.
   - Co ma pani na myśli?! - podniosłem głos.
   - Przepraszam. Nie powinniśmy tego robić. Moja koleżanka mnie do tego namówiła. Przysięgam, że nic nie wiedziałam o testowaniu leków. Wiedziałam tylko o pobieraniu krwi, zrobiłyśmy to umyślnie i nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia.
   - Więc wy chciałyście go..
   - Moja koleżanka chciała się go pozbyć, ponieważ twierdziła, że odebrał jej posadę w Wydawnictwie Marukawa. Nie sądziłam jednak, że wszystko posunie się tak daleko. Starałam się w ukryciu podawać pacjentom leki zapobiegawcze na to, co podawali im lekarze. Jednak panu Onoderze szkodziło to bardziej, niż się spodziewałam. Powodem było pewnie to pobieranie krwi. Robiłyśmy to co tydzień! Rozumie pan? Nawet dla zdrowego człowieka to za dużo! 
   - Czy on.. - bałem się wypowiedzieć te słowa na głos.
Teraz obchodziło mnie tylko to, co dzieje się z Ritsu. 
   - Nie mam pojęcia. Wszystkich z tego piętra przewieziono na siódme. Musiałby pan sprawdzić tam. Tylko tyle mogę dla pana zrobić.
Kiwnąłem głową.
   - Teraz proszę mi wybaczyć. Chociaż przed śmiercią wykonałam dobry uczynek.
   - O czym pani mówi?
Zza pleców wyciągnęła strzykawkę z żółtawym płynem.
   - Proszę przeprosić ode mnie pana Onoderę. - powiedziała i wstrzyknęła sobie zawartość strzykawki w rękę.
Otworzyłem szeroko oczy, gdy upadła na podłogę bez życia. Podbiegłem do niej i przyłożyłem dwa palce w okolice szyi. Brak pulsu. Serce biło mi jak oszalałe. Właśnie byłem świadkiem śmierci. Samobójstwa. Przyłożyłem dłonie do twarzy w nadziei, że mnie to uspokoi. spojrzałem jeszcze raz na ciało kobiety. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku i przykryłem prześcieradłem. Wyszedłem z pomieszczenia cicho zamykając drzwi i ruszyłem w stronę schodów. W ekspresowym tempie przebiegłem drogę na siódme piętro. Przeszukiwałem oddział z ciężkim sercem i sprzecznymi uczuciami. Widziałem dziesiątki łóżek na których były upchane martwe ciała. Mijałem je z nadzieją, że nie znajdę tam jego martwego ciała.



______________________________________________________________________________________

Co myślicie nad powiększeniem czcionki? Piszcie w komentarzach. Chcę tylko, by dobrze się wam czytało. Myślałam raczej, nad jej zwiększeniem.
Czcionka - coś takiego.


Komentarz? To motywuje. Następny rozdział prawdopodobnie 03.06.2015r.

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział VII

-Perspektywa Ritsu-

   Następny miesiąc przesiedziałem w pokoju kompletnie odizolowany od świata. Całe dnie praktycznie przesypiałem. Budzono mnie jedynie wówczas, gdy miałem badania. Leki podawano mi przez kroplówkę. Nie miałem nawet siły podnieść ręki, a co dopiero wstać z łóżka. Gdy trzy dni temu udało mi się porozmawiać z lekarzem, powiedział, że leczenie pomaga. Nie byłem do tego specjalnie przekonany. Nie czułem żadnej poprawy. Mało tego, czułem się coraz gorzej. Dzisiaj zaczynał się drugi etap terapii. Inne antybiotyki i tabletki doprowadzały mnie do szaleństwa. Czułem się strasznie zmęczony, ale mimo to nie mogłem zasnąć. Rozglądałem się wokoło, lecz widziałem tylko cztery białe ściany. Powoli zaczynałem wariować. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer telefonu osoby, której najbardziej w tym momencie potrzebowałem. Po trzech sygnałach usłyszałem głos, który bynajmniej do niego nie należał.
   - Halo?
   - Takano-san?
   - Um.. nie. Przepraszam. - odczekałem chwilę. - Takano-san nie może podejść do telefonu.
   - Ha? Dlaczego?
   - Mówi, że nie ma czasu dla pana, i by pan więcej do niego nie dzwonił
Zmarszczyłem brwi.
   - Um.. Więc..
   - Przepraszam. Rozłączam się.
   - Ale.. - powiedziałem z desperacją.
Rozłączył się chwile później. Kto to w ogóle był?
Odłożyłem telefon na półkę i oszołomiony opadłem na miękkie poduszki. Uśmiechnąłem się do siebie i przykryłem oczy dłonią. Jak mogłem się nie domyśleć? Donośny śmiech wyrwał się z moich ust. Przecież to było tak oczywiste! Takano-san już mnie nie potrzebował. Kto chciałby kochać osobę, która nie dość, że jest śmiertelnie chora, to jeszcze nie może się ruszyć z łóżka nawet na metr. Mój śmiech mimochodem przeszedł w płacz.
Obiecał że zawsze będzie.
Że nigdy nie zostawi.
Usta zakryłem poduszką i z moich płuc wydał się pełny bólu krzyk. Nie chcę być sam. 
   Była późna noc. Nie widziałem cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bladszy, trochę bardziej milczący. Lecz widać można żyć bez powietrza.* Nie spodziewałem się, że całe życie może posypać się w ciągu ułamka sekundy.
Teraz już byłem tego świadomy. Tak niewiele mogłem mu dać, lecz robiłem co mogłem. Gdzie popełniłem błąd? Ah, no tak. Jestem mężczyzną. Takano-san mógł mieć każdą kobietę. Ja, nie dość, że nie miałem żadnego uroku osobistego, posiadałem tę samą płeć, co on. To normalne, że w końcu znudził się mną. Moim ciałem. Każda pracownica oglądała się za  nim nie wspominając o autorkach. Kobiety na ulicy odwracały głowy w jego kierunku zaciekawione i zafascynowane. Trudno się było dziwić. Takano-san był przystojnym, dorosłym kawalerem w przeciwieństwie do mnie.
Nie widziałem przed sobą żadnej przyszlości przeszłości
Ostatni raz tej nocy sięgnąłem po telefon i wysłałem jedną, krótką wiadomość.

~ ♥ ~

   Siedziałem na szpitalnym łóżku i spoglądałem na rozwścieczoną twarz pielęgniarki.
   - Musi pan wziąć leki! - krzyczała.
Totalnie ją zignorowałem. Po co miałbym się leczyć? Dla kogo?Nie było powodu, dla którego miałbym żyć. Praca? Zbytnio mnie nie obchodziła. Rodzice? I tak za bardzo się mną nie interesowali. Miłość? Straciłem ją.
   - Nie widzę potrzeby. - powiedziałem obojętnie.
   - Co się z panem stało? Wcześniej tak bardzo chciał pan być zdrowy!
   - Życie mnie odmieniło. - uśmiechnąłem się smutno.
   - No ja nie wytrzymam! - wrzasnęła.
Odwróciłem się w drygą stronę i spoglądałem w stronę okna. 
   - Co tu się dzieje?
Do pomieszczenia wszedł lekarz. 
   - Pacjent nie chce brać leków!
   - To prawda, panie Onodera? - zapytał przyjaźnie.
Zawsze, gdy tylko przychodził sprawdzić jak się czuje, spędzaliśmy miło czas. Potrafił przekonać do siebie człowieka.
   - Tak. - powiedziałem beznamiętnie.
   - Dlaczego? - zapytał spokojnie.
   - Nie mam już siły. - uśmiechnąłem się.
Lekarz otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Przyjrzał mi się dokładnie.
   - Wychodzimy.
   - Ale.. - powiedziała pielęgniarka.
   - Bez dyskusji.
Wyszli chwilę potem. Położyłem się na łóżku i przymknąłem oczy w celu zaśnięcia.

-Korytarz-

   - To koniec.
   - Co ma pan na myśli?
   - Prawdopodobnie popadł w depresję.
   - Z jakiego powodu?!
   - Nie mam pojęcia. Musimy coś z tym zrobić, inaczej nie pożyje długo. Odwiedzał go ktoś?
   - Pewien mężczyzna, na oko w jego wieku. Powinnam do niego zadzwonić?
   - Jeszcze nie. Odczekajmy kilka dni. Może to tylko chwilowe.
Niestety nie było. Tydzień później pacjent z sali sto dwudziestej ósmej czuł się jeszcze gorzej z powodu braku leczenia. Trzeba było podjąć drastyczne środki.

-Perspektywa Masamune-

    Aktualnie byłem zawalony robotą. Moje biurko uginało się od nadmiaru papierów i scenopisów.
   - Szefie! Telefon do pana!
   - Kto to?
   - Um.. 
   - Nie ważne! Powiedz, że nie mam czasu.
   - Okej.
Westchnąłem. Nie miałem nawet chwili przerwy.
   - Takano-san! Pośpiesz się! Zaraz mamy zebranie!
Wziąłem potrzebne dokumenty i ruszyłem za Hatorim.
Spotkanie trwało co najmniej trzy godziny. Wykończony ruszyłem z powrotem do biura. Zaskoczony zerknąłem na blat. Ekran mojego telefonu świecił się. Sięgnąłem po komórkę. 22 nieodebrane połączenia od: Nieznany. Zmarszczyłem brwi. Nagle telefon znów zadzwonił. Wzdrygnąłem się.
   - Halo? - odebrałem niepewnie.
   - Masamune Takano?
   - Tak. - przełknąłem ślinę.
   - Do pana to się dodzwonić nie da, jak do premiera!
   - Przepraszam?
   - Z tej strony Tokijski Szpital.
Serce zabiło mi mocniej. Ritsu! Nie widziałem go już prawie swa miesiące. Usiadłem na krześle i podrapałem się po głowie
   -  Coś się stało?
   - Chodzi o Pana Onodere.
Wiedziałem.
   - Co się stało? - zapytałem natychmiastowo.
   - Pan Onodera zaprzestał leczenia. Liczymy, że..
   - Co takiego?!
   - Nie wiedział pan? Tylko pan go odwiedzał, nikt inny. Myślałam, że jesteście ze sobą blisko.
Poczułem się winny.
   - Wie pani może, dlaczego?
   - Jego lekarz ma podstawy twierdzić, że popadł w depresję.
   - Depresję?
   - Jest obojętny na wszystko. Nie cieszy się niczym. Zachowuje się tak jakby istniał, ale nie żył. Rozumie pan, co mam na myśli?
   - Czy mogę teraz przyjść? - zignorowałem jej pytanie.
   - Może pan? Jest godzina..
   - To nie ma znaczenia.
   - W takim razie proszę.
   - Za chwilę będę.
Rozłączyłem się i chwyciłem kurtkę. Moje zmęczenie jakby gdzieś uleciało. Zjechałem windą, wyszedłem z biura i wsiadłem do samochodu. Sprawdziłem jeszcze telefon. Jedna wiadomość od Ritsu. Przeczytałem jej treść i zamarłem. Skrzywdziłem go niewyobrażalnie.
Chwilę później zaparkowałem przed szpitalem. Biegiem wysiadłem z auta. Przed wejściem stała staruszka.
   - Chciałby pan może kupić kwiaty? - zapytała miło.
Popatrzyłem na różnorodne kolory, które było widać nawet w mroku.
   - Poproszę. - odczekałem chwilę.
   - Proszę. - powiedziała i wręczyła mi kolorowy bukiet.
   - Reszty nie trzeba. - wcisnąłem jej w dłoń pięć banknotów.
Pobiegłem szybko do wejścia.
   - Ritsu Onodera. - powiedziałem do recepcjonistki.
   - Proszę tędy. - powiedziała chwilę później.
Udałem się za nią.
   - To tutaj. Proszę nie być za długo.
Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi. Ritsu leżał odwrócony tyłem do mnie.
   - Nie chcę żadnych leków. - wymamrotał na wstępie.
W jego głosie nie było ani krzty uczucia.
   - To ja. - powiedziałem.
Powoli odwrócił głowę w moją stronę. Jego oczy były puste bez emocji.
   - Kwiaty.. - wskazałem ręką na bukiet.
Przesunął wzrokiem po całym moim ciele.
   - Nie chcę. - wymamrotał.
   - Ritsu..
   - Nie podchodź! - krzyknął.
   - Ale..
   - Zabawne, prawda?
Spojrzałem na niego zaskoczony.
   - Jak jedno brutalne zdarzenie może sprawić, że spojrzysz na świat inaczej.
Jak najszybciej podszedłem do łóżka i złapałem go za dłoń.
   - Przepraszam.
   - Każdy przeprasza. Ale nie każdy prosto z serca.
   - Uratuję cię.
Posłał mi najsmutniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem.
   - Dobrze.
Przytuliłem go najmocniej jak tylko potrafiłem. Właśnie w tym momencie zobaczyłem jak bardzo schudł. Rozpłakał się w moich ramionach lekko drżąc.
   - Przyjdę jutro.
   - Nie obiecuj. Nie wierzę w obietnice.
Mocniej zacisnął się wokół moich ramion.
   - Nie zostawiaj mnie. Już nigdy.
   - Obiecuje.
   - Mówiłem si. Nie obiecuj.



____________________________________________________________________________________________
* cytat: Maria Pawlikowska.
Rozdział pierwotnie miał być o czymś innym, ale w ostatniej chwili go zmieniłam i wyszedł strasznie krótki. Przepraszam, ale chciałam dodać go jak najwcześniej.
Dlaczego życie nie jest takie jakie sobie wymarzyłam?

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział VI

-Perspektywa Ritsu-

   Już od tygodnia nie widziałem Takano. Naszym jedynym źródłem kontaktu były SMS'y i długie rozmowy telefoniczne. Lekarz nie pozwalam na żadne odwiedziny z powodu mojego stanu zdrowia. Codziennie musiałem łykać przynajmniej garść tabletek, ale to nie było wszystko. Pielęgniarka co cztery godziny wstrzykiwała mi antybiotyki, dzięki którym miałem poczuć się lepiej. Przynajmniej rozmowę z matką miałem z głowy. Nie należała ona jednak do najprzyjemniejszych.
   
   - Halo? - odebrałem niepewnie.
Nie miałem odwagi, by zadzwonić do rodziców i poinformować ich o tym, co się teraz ze mną dzieje, więc gdy na wyświetlaczu mojej komórki zauważyłem napis ,,MAMA" serce podeszło mi do gardła.
   - Ritsu! Dlaczego się nie odzywasz?
   - Zaistniały pewne okoliczności.
   - Jakie znów okoliczności? Zadzwoniłbyś do An-chan. Właśnie z twoim tatą jesteśmy na wakacjach z jej rodzicami i..
   - Przecież już mówiłem że się z nią nie ozenie. - powiedziałem lekko pokaszlując.
   - Co się stało? Przeziębiłeś się?
   - Można tak powiedzieć..
   - Dlaczego nigdy mi nic nie mówisz? Przyszłabym do Ciebie i..
   - Nie jestem już dzieckiem.
   - Więc uważasz, ze już mnie nie potrzebujesz?
   - Tego nie pow..
   - Wychowałam Cię na tak dobrego człowieka i tak mi się odwdzięczasz?
   - Ja..
   - Cisza! Odezwij się jak zmądrzejesz! - powiedziała rozłączając się.
A to przecież sama chciała, bym częściej się odzywał.
   
Potrząsnąłem głową, by wyrzucić te wspomnienie z głowy.
   - Przepraszam.. - zaskoczony odwróciłem głowę w stronę drzwi. - Czas na morfologię.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
   - Morfo.. co?
   - Morfologia, to inaczej pobieranie krwi. Będziemy to robić co tydzień po dwieście mililitrów.
Instynktownie złapałem się na prawe ramię.
   - Nikt mnie o tym nie poinformował. - spojrzałem nieufnie na pielęgniarkę.
   - Przepraszam, ale musimy to zrobić. - powiedziała i wyjęła strzykawkę.
   - Ale.. 
   - Proszę zamknąć oczy, nawet pan nie zauważy a już będzie po wszystkim.
   - Gdyby to było takie łatwe.. - szepnąłem i zacisnąłem powieki. 
Z całej siły ścisnąłem kołdrę w dłoni. Paniczne bałem się pobierania krwi. Gdy bylem mały, moja matka zmusiła mnie do tego i bolało jak cholera! Przygryzłem wargę.
   - No niech pani już zaczyna. - powiedziałem zdesperowany.
   - Oczywiście.
Poczułem lekkie ukłucie, które chwile potem zastąpił ostry ból. Zacisnąłem zęby.
   - Skończone. - oznajmiła, a ja odetchnąłem z ulgą i otworzyłem oczy. 
W dłoni trzymała pokaźny woreczek krwi.
   - Po co w ogóle to pobieranie krwi? Skoro jestem chory, to ta krew także będzie miała wirusa, więc się nie przyda..
   - Takie zalecenia lekarza. - odpowiedziała szybko i uciekła wzrokiem.
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Już miałem coś powiedzieć, ale ktoś mi przerwał.
   - Onodera-kun*! I jak się czujemy? - zapytał lekarz
   - Mogłoby być lepiej. - uśmiechnąłem się.
   - Co tu robisz Akane?
   - To.. tylko badania! Już wychodzę! - powiedziała i wybiegła.
Zmarszczyłem brwi.
   - Co z nią? - zapytałem.
   - Ah, Akane? Jest dobra w swoim fachu, ale to prawdziwa manipulantka. Lepiej się z nią nie zaprzyjaźniać.
   - Hm..
   - To jak, sprawdzimy jak jest dzisiaj? - powiedział z serdecznym uśmiechem.
   - Jasne. - odwzajemniłem gest.
   - Co się się stało w rękę? - zapytał wskazując na miejsce, gdzie jeszcze chwile temu tkwiła strzykawka.
   - Jak to? Przecież to pan kazał.. - próbowałem powiedzieć, ale przerwał mi kobiecy głos.
   - Doktorze wzywają pana na trzecie piętro! Nagły wypadek.
   - Tak, tak.. - powiedział pośpiesznie. - Do widzenia Onodera-kun, później do ciebie wpadnę.
   - Okej.. - pożegnałem się.
Opadłem zrezygnowany na poduszki. Po tym pobieraniu krwi czułem się wykończony. Usłyszałem wibracje telefonu. Zaskoczony sięgnąłem po komórkę. Wiadomość od Takano-san. 
Uśmiechnąłem się. Martwił się o mnie.
Esemesowaliśmy tak przez kilka godzin. Jedną wiadomością rozbawiał mnie do łez, drugą podnosił na duchu, a trzecią sprawiał, że robiłem się cały czerwony na twarzy. Około godziny dwudziestej trzeciej zrobiłem się strasznie śpiący. Po wizycie pielęgniarki od razu opadłem na łóżko i wtuliłem się w miękką pościel. Już miałem zasnąć, gdy telefon zawibrował mi pod głową. Na noc telefon wkładałem telefon pod poduszkę.
Zmarszczyłem brwi i wstałem z łóżka. Nie miałem pojęcia co chciałby o tej godzinie. Przecież nie mógłby być tu teraz, prawda? Nikt nie mógł mnie odwiedzać, więc to było nie możliwe. Ostrożnie otworzyłem drzwi i boso wyszedłem z sali.
   - C..co ty tu robisz?! - zapytałem otwierając szeroko oczy ze zdziwienia.
Na krześle siedział Takano-san i uśmiechał się do mnie.
   - Nie powinienem tu być? - wstał i skierował się w stronę wind.
Najszybciej jak mogłem podążyłem za nim i chwyciłem za ramię.
   - Nie o to mi chodziło, tylko.. - powiedziałem, ale przerwał mi usta pocałunkiem.
Jęknąłem w jego usta i mocniej przytrzymałem się materiału jego płaszcza.
   - A jeśli ktoś nas zobaczy? - zapytałem pomiędzy pocałunkami.
   - Niech patrzą.
Przestałem myśleć o rzeczach, które mogą się wydarzyć i poddałem się jego dotykowi. Weszliśmy do mojej sali i usiedliśmy na łóżko. Nagle coś sobie uświadomiłem i odepchnąłem go od siebie.
   - Przestań! - powiedziałem.
Zaskoczony odsunął się ode mnie.
   - O co chodzi? - zapytał zdezorientowany.
   - Przecież nie mogę cie dotykać. Co jeśli.. - moje dłonie przeraźliwie się trzęsły.
   - Mówiłem ci, nie obchodzi mnie to. - powiedział chwytając mnie za nadgarstki.
   - Ale..
   - Nie marudź! - mówiąc to pchnął mnie na łóżko.
Położył się obok mnie i objął ramionami.
   - Takano-san..
   - Cicho. Teraz jesteśmy sami. Możemy rozmawiać o czymkolwiek chcesz, lub po prostu milczeć. Wybieraj.
Wtuliłem się mocniej w jego ramiona. Był niezastąpiony. Robił rzeczy, których najmniej się spodziewałem. Zamknąłem oczy i pozwoliłem kilku łzom wypłynąć spod powiek. 
   - Płaczesz?
   - Nie.. Tylko..
   - Tylko co?
   - Tylko nie mam już do tego wszystkiego siły.. - szepnąłem zrezygnowany.
   - W porządku. Masz mnie. Nie musisz się niczym martwić. Jestem z tobą.
Uśmiechnąłem się lekko.
   - Dziękuję.
Moje ręce mocniej zacisnęły się wokół jego ciała. Westchnąłem cicho i zasnąłem.

~ ♥ ~

   Gdy rano się obudziłem, Takano-san już nie było. Zostawił tylko krótką kartkę z napisem: Dbaj o siebie. Serce zabiło mi odrobinę szybciej.
   - Co panu tak wesoło?
Zmarszczyłem brwi.
   - A pani co do tego? - zapytałem.
W drzwiach stała jedna z pielęgniarek. Nic do niej nie miałem, ale niesamowicie mnie denerwowała. Czepiała się o każdy szczegół. Była po prostu wścibska. 
   - To już nie można grzecznie zapytać?
Westchnąłem i schowałem kartkę pod poduszkę. Przecież nikt nie mógł się dowiedzieć, że ktokolwiek tu był.
   - No niby tak. - powiedziałem zrezygnowany.
   - Proszę wstać. Musimy iść na tomografię i badanie ultra dźwiękowe.
Podparłem się na dłoniach i z wysiłkiem wstałem z łóżka.
   - Proszę się nie zgubić.
Prychnąłem. Ósmy raz miałem iść do tego samego miejsca, a ona mi mówi ,,Proszę się nie zgubić"?! Wbiłem wzrok w jej plecy i ruszyłem do sali badań. Po drodze mijaliśmy różnych ludzi. Zawsze przerażała mnie poczekalnia na drugim piętrze. Mianowicie, znajdowało się tam przejście do drugiego budynku szpitala, hospicjum. Ludzie siedzący na krzesłach wydawali się tacy.. Bez życia i nadziei na lepsze jutro. Odwracałem wtedy wzrok, by nie patrzeć na ich twarze pełne bólu.
   - Niech pan wejdzie. - pielęgniarka wskazała ręką na drzwi sali.
Otworzyłem niepewnie drzwi i wszedłem do środka.

~ ♥ ~

-Stołówka-

   Przy jednym ze stolików siedziały dwie kobiety. Wydawały się bardzo zajęte rozmową,co można było wywnioskować z emocji, jakie widniały na ich twarzach.
   - Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytała jedna z nich.
   - Oczywiście. Wszystko mam zaplanowane.
   - Myślę, że to jednak lekka przesada.
   - Uważasz że to jest przesadą? Nie wiesz najlepszego! - mówiąc to nachyliła się nad stołem i zaczęła szeptach drugiej do ucha tak, by nikt ich nie usłyszał.
   - Przecież to jest przestęp.. - krzyknęła niższa kobieta.
Druga czym prędzej zatkała jej usta ręką.
   - Zamknij się! A jeśli ktoś nas usłyszy?
Nie było takiej możliwości. Aktualnie w stołówce nie było żywej duszy.
   - Przepraszam.
   - Dlaczego taka jesteś? Ja także mam prawo do zemsty. Zapłaci mi za odebranie mojej posady i mężczyzny, którego tak pożądam. Ritsu Onodera. Zniszczę cię.



___________________________________________________________________________________________
*kun - przyrostek w kulturze japońskiej, używany najczęściej w stosunku do mężczyzn.
Napisalam wcześniej niż się spodziewałam, dlatego rozdział już dziś. ;))
Komentarz? *O*