środa, 29 lipca 2015

Rozdział XIII

   - Chodźmy razem! - powiedziałem przystawiając Takano pod nos ulotkę.
   - Festiwal? - zapytał zaskoczony
   - Właśnie! Nigdy nie byliśmy na takim razem. Ten jest z okazji zakończenia wakacji.
   - Dzisiaj? Spróbuję.
   - Jak to? - miał jakieś inne plany?
   - Mam tonę manuskryptów do przejrzenia przez ten konkurs.
Westchnąłem. Właśnie, konkurs. Sprawiało nam to same problemy. Isaka-san pomyślał, aby dać szansę dzieciakom i ogłosił konkurs dla "młodych autorów". Każdy uczestnik miał narysować własną, jedno rozdziałową, historię miłosną. Praca zwycięzcy zostanie opublikowana w naszym magazynie i jeśli spodoba się czytelnikom, będzie miała szansę na kontynuację. Możliwe będzie także wydanie jej w wersji tomikowej.
   - Postaraj się. - powiedziałem kładąc mu dłoń na ramieniu.
Uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie z ramię.
   - Ej, co ty.. - nie zdążyłem zaprotestować, bo zamknął mi usta pocałunkiem. Poddałem mu się, ale gdy zaczął wkładać mi dłoń pod bluzkę, powstrzymałem go.
   - Zapomniałeś?
   - Daj spokój! Przecież przeprosiłem! - parsknąłem śmiechem widząc jego minę.
   - I tak jestem zły. - potargałem mu włosy. - I tak skróciłem ci karę. Zostały cztery dni.- szepnąłem i pocałowałem go w policzek.
   - Mam ci dziękować? - bąknął.
   - Nie musisz. Wychodzę do pracy.- powiedziałem i wyszedłem z mieszkania.
Byłem w świetnym humorze. Wszystko układało się super, a w pracy także nie było tak źle. Prawdopodobnie nic nie zepsuje mi dzisiaj dnia.
   - Dzień dobry! - przywitałem się. W biurze byli już wszyscy. Takano postanowił pracować dzisiaj w domu.
Usiadłem na swoim miejscu i odpaliłem laptopa. Nowy tomik Mutou-sensei wyszedł dobrze i tak samo się sprzedawał. W tym momencie nie miałem się czym martwić.
   Po kilku godzinach wszystko miałem już skończone. Szykowałem się do wyjścia, gdy ktoś mnie zatrzymał.
   - Przepraszam..
Zaskoczony podniosłem wzrok. Hasegawa wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem.
   - Onodera-kun, możemy chwilę porozmawiać? Chciałbym się ciebie o coś zapytać.
   - Jasne! - uśmiechnąłem się szeroko. Wreszcie zmusił się, by poprosić mnie o radę? - Możesz mi mówić Ritsu.
   - Okej.. - powiedział.
Ruszyłem za nim. Chwilę później siedzieliśmy w pustej sali konferencyjnej.
   - Więc, o co chodzi?
   - Um.. Takano-san..
   - Takano? - zapytałem zaskoczony. - Co z nim?
   - Nie wiem jak to powiedzieć..
W tym momencie poczułem lekki niepokój.
   - Spokojnie.
   - No bo ja..
   - Wykrztuś to! - zaczynałem się denerwować. Na początku Hasegawa był taki zaborczy i samowystarczalny. Teraz zachowywał się jak całkiem inny człowiek. Był zbyt nieśmiały jak na niego.
   - Z-zrobiłem to z Takano!
Zakrztusiłem się własną śliną.
   - Jak to? - zapytałem cicho.
   - Normalnie. Teraz boję się, że jak ktoś się dowie, to posądzą mnie o to, że przespałem się z nim tylko dla pracy. Pomożesz mi? - spojrzał na mnie błagalnie
   - Kłamiesz. - szepnąłem cicho. - Jesteś cholernym kłamcą!
   - Ech?
   - Kłamiesz! - krzyknąłem. Mój głos przepełniony był bólem i bezgranicznym strachem. Strachem przed tym, że to, co było, się skończy.
   Wyszedłem zostawiając go zaskoczonego w środku. Najmocniej jak umiałem trzasnąłem drzwiami i ruszyłem w stronę windy.
   - Rit-chan! Wychodzisz? Twoje rzeczy.. - powiedział Kisa-san zatrzymując mnie. Wyrwałem mu je z rąk, a winda zatrzasnęła się przed jego twarzą.
Teraz jedyne, czego chciałem, to dostanie się do domu i wyjaśnienie całej tej sprawy. Wysiadając z pociągu kopnąłem w ścianę. Nie wiem co robić. Chcę tego, chcę jego miłości, ale nie zniosę kolejnego rozczarowania. Boję się i nic nie mogę na to poradzić. Zacisnąłem zęby, by się nie rozpłakać. To nie była dobra pora na to. Przecież nie wiedziałem czy to prawda. Muszę mu ufać. Nie mogę znów zostawić wszystkiego za sobą, jak wcześniej. Muszę wysłuchać jego wyjaśnień. Tworzyliśmy razem jedność, nie możemy teraz rozerwać się na pół z powodu jednego problemu. Związek idealny nie przychodzi od tak sobie. Związek idealny wymaga czasu, cierpliwości i dwojga ludzi, którzy przechodzą przez trudne chwile razem, a mimo to wciąż chcą być ze sobą.
   Zacisnąłem pięści stojąc przed drzwiami naszego mieszkania. Czy jutro także będę mógł tu wrócić? Jak zwykle po pracy wrócić do domu, gdzie czeka na mnie najważniejsza osoba w moim życiu? Boję się. Boję się, że to już nigdy nie nastąpi. Że nigdy już nie zaznam tego szczęścia, jakim jest wspólne dzielenie z nim życia. Niepewnie chwyciłem za klamkę. W tamtym momencie przypomniały mi się słowa mojej matki: Nie bój się dużego kroku. Nie pokonasz przepaści dwoma małymi. Przepełniony odwagą wszedłem do domu.
   - Wróciłem.
   - Witaj! - usłyszałem jego krzyk z wnętrza domu. Nie zdejmując butów ruszyłem przed siebie. Co jeśli za chwilę wybiegnę stąd ze złamanym sercem? A co jeśli wyrzuci mnie stąd, za posądzanie go o zdradę? Co jeśli straci do mnie zaufanie przez to, że uwierzyłem w słowa Hasegawy? Momentalnie się zatrzymałem. Równie dobrze mógł kłamać tylko po to, by nas zniszczyć. Cała moja pewność siebie wyparowała.
   - Co robisz? Wchodź! - powiedział i pociągnął mnie za sobą. Momentalnie zadrżałem.
Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuje żebyś teraz mnie przytulił i nic nie mówił. Chcę wiedzieć, że jesteś obok, chcę móc się wypłakać i opowiedzieć jak bardzo jest źle. Bo jest źle. Jest tak cholernie pusto i smutno. Dzisiaj jest dzień, w którym uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem beznadziejny i żałosny w tym co robię i brakuje mi tego prostego, głupiego nie płacz, będzie dobrze. 
   - Zjemy i wychodzimy. - oznajmił.
   - Wychodzimy? - dokąd? Nie chcę teraz nigdzie iść. 
   - Chciałeś iść ze mną na festiwal, prawda? Tyrałem jak popieprzony, by zdążyć na czas. Nie mów, ze się rozmyśliłeś? - spojrzał na mnie z rozczarowaniem.
   - Nie, nie. Chodźmy razem. - zmusiłem się do uśmiechu. Przecież to mogły być nasze ostatnie chwile razem. Byłem strasznym egoistą. Zawsze to on starał się o mnie, a nie na odwrót. Powinienem przez ten czas chodź raz okazać prawdziwie to, co do niego czuję.
   - Coś się stało? - zapytał wyraźnie przejęty.
   - Nic takiego. - resztkami sił chwyciłem go za dłoń. Ogrzewała moją lodowatą skórę. Uśmiechnąłem się do siebie, tym razem szczerze. Tak trudno teraz mówić o uczuciach. - Wiesz..
   - Hm? - potarł kciukiem wierzch mojej dłoni.
   - Kocham cię. Nie ważne co się stanie, ja zawsze będę cię kochał. Jestem chory z miłości do ciebie.  - szepnąłem Właśnie, jestem chory. Miłość to jedyna choroba,  która może być wyleczona przez zarażenie kogoś innego. - Mimo to boję się, że kiedyś mi powiesz, że nie jestem już tą osobą, w której się zakochałeś. I odejdziesz. - Bałem się tego cholernie.
   - Szczerze? Nie jesteś tą osobą, w której zakochałem się jeszcze w liceum. Zmieniasz się z dnia na dzień. A ja z dnia na dzień zakochuję się w nowej wersji ciebie. I każdą z tych wersji kocham dwa razy mocniej.
Popatrzałem na niego zaskoczony. Nigdy nie spodziewałem się usłyszeć takich słów z jego ust.
   - Dziękuję. - tylko to zdołałem powiedzieć.
   - Chodźmy zjeść. - pociągnął mnie stronę stołu, a ja już kompletnie bez sił ruszyłem za nim.

~ ♥ ~

   Szliśmy razem za ręce przepychając się przez tłum przechodniów. Na początku byłem zaskoczony, że Takano chce iść za ręce w miejscu publicznym, ale powiedział: Wszyscy będą zapatrzeni w stoiska i różne atrakcje. Nikt nie będzie zwracał na nas uwagi. Taki gest bardzo mnie uszczęśliwił, pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo. Ale mimo iż chciałem się dobrze bawić, w głowie dalej miałem słowa Hasegawy. Potrząsnąłem głową, by odgonić te ponure myśli i spojrzałem na Takano.
   Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, nie miałem pojęcia, że będzie on dla mnie tak ważny. Chociaż nie wiem czy można było nazwać to spotkaniem. Ja po prostu ukrywałem się za pierwszym lepszym regałem, a on pewnie nawet nie zwracał na mnie uwagi i nie wiedział, ze go obserwuję. Mimo to cieszyłem się, że w tamtym momencie nie odpuściłem i, może pod wpływem chwili, wyznałem mu moje uczucia.
   - Chodźmy na strzelnicę! - Takano pociągnął mnie za sobą w stronę budki. Byłem szczerze zaskoczony, że tak się wszystkim ekscytował. - Którą chcesz nagrodę? - zapytał.
Spojrzałem w stronę wystawy. W oczy rzuciła mi się wielka, pluszowa panda.
   - I tak nie dasz rady. - przekomarzałem się z nim.
   - Zobaczymy. To którą?
   - Pandę.
   - Walimy z grubej rury, co? - zapytał nas sprzedawca.
   - Dam radę. - powiedział Takano. 
   - No ja myślę. - powiedział mężczyzna śmiejąc się.
Jakie było nasze zaskoczenie, gdy Takano-san za pierwszym razem strącił właśnie pandę!
   - Masz. - powiedział i podarował mi pluszaka. 
   - Dziękuję. - powiedziałem. - Ale dalej masz jeszcze cztery strzały. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
   - I zamierzam je wykorzystać. - jak powiedział, tak zrobił. Nie wiedziałem, że jest w tym aż tak dobry. Strącił pluszową ośmiornicę, misia, zabawkowego psa i dużego zielonego dinozaura. 
   -  Co my z tym zrobimy? - zapytałem.
Takano-san  rozejrzał się w około. Nagle wziął wszystkie zabawki i ruszył w tłum. Niepewnie ruszyłem za nim. Zatrzymał się przy grupce małych dzieci. Prawdopodobnie miały około sześciu, siedmiu lat. Była ich czwórka, więc rozdał każdemu po jednej. Uśmiechnąłem się lekko. Nigdy nie widziałem Takano z dziećmi. Pewnie byłby wspaniałym ojcem.
   Moje własne przemyślenia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Właśnie. A co jeśli Takano-san będzie chciał mieć kiedykolwiek dzieci? Nigdy o tym nie myślałem. Przecież on i ja jesteśmy mężczyznami. W tym momencie stałem się jeszcze bardziej przygnębiony. To był bardzo duży problem. Nigdy nie pytałem go o takie rzeczy, jak założenie rodziny. Takano był przystojny, pewnie znalazłby sobie świetną żonę, gdyby nie ja. A jego dzieci byłyby równie piękne, co on sam.
   - Co jest? - wzdrygnąłem się. Główny powód moich przemyśleń stal przede mną. - Co to za mina? Chciałeś zatrzymać te misie? Trzeba było powiedzieć!
   - Co? Nie!
   - Więc o co chodzi?
   - O nic, po prostu za bardzo się wszystkim przejmuję. - Za szybko się przywiązuję i za późno rozumiem, ze czasami trzeba dać sobie spokój. .
   - Skoro tak mówisz. - westchnął tylko. Pewnie nie chciał na mnie naciskać, za co byłem mu wdzięczny. - Tak w ogóle to nigdy nie byłem na takim festiwalu.
Momentalnie przystanąłem.
   - Nigdy? Nawet z rodzicami? - zapytałem zaskoczony.
   - Zwłaszcza z nimi. Zawsze byli zajęci pracą. Gdy chodziłem do szkoły, to po prostu nie miałem ochoty nigdzie chodzić, więc wolny czas spędzałem w bibliotece, co pewnie i tak wiesz. Potem jakoś nie było czasu. 
   - Więc to twój pierwszy raz?
   - Tak. I ciesze się, że jestem tu z tobą.
   - Wiesz co.. - chwyciłem go za rękę. - Chodźmy do domu.
   - Ech? Dlaczego? - był wyraźnie zdziwiony.
   - Chcę o czymś porozmawiać. - powiedziałem spoglądając prosto w jego oczy.
   - Okej.. - godził się niepewnie. - Ale za chwilę, dobra? Zaraz rozpocznie się pokaz sztucznych ogni. Chciałbym obejrzeć go z tobą.
   - Zgoda. - powiedziałem. W końcu był tu pierwszy raz, nie chciałem odbierać mu szczęśliwych chwil. Nie mogę być takim egoistą. Rozmowa mogła poczekać te kilka minut.
Ruszyliśmy nad rzekę. Po drugiej stronie było widać ludzi, którzy przygotowali się do odpalenia fajerwerków. Stanęliśmy na samym przodzie i z wyczekiwaniem obserwowaliśmy pracę ludzi po drugiej stronie.
   W końcu się zaczęło. Pokaz wyglądał niesamowicie. Różnorakie kolory rozbłysnęły na czarnym niebie. Jednak zamiast na nich, ja skupiałem wzrok na Takano. Kolory odbijały się na jego twarzy. Nie wiedząc kiedy, moja dłoń wylądowała na jego policzku. Teraz to moja dłoń połyskiwała wszystkimi kolorami tęczy. Uśmiechnąłem się do niego, gdy spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem. Pogłaskałem go po policzku. Tyle pytań chcę ci zadać, ale zbyt boję się, że zadasz mi ból odpowiedzią.
   Po chwili pokaz dobiegł końca. Wszyscy zaczęli się rozchodzić we własne strony.
   - Wracamy?
   - Tak. - odpowiedziałem chwytając jego dłoń.

~ ♥ ~
 
   Droga do domu minęła nam w ciszy. Mimo to strasznie się denerwowałem. Takano nie mógł wiedzieć co się dzieje, a ja czułem się winny, bo przez ten czas mogłem się przygotować na tę rozmowę, a on niczego nieświadomy wracał do domu. Uderzyło we mnie poczucie winy. Weszliśmy do mieszkania.
   - To o czym chciałeś porozmawiać? -zapytał. W jego oczach dostrzegłem lekki niepokój. Przyjrzałem mu się dokładniej. W tym momencie przypomniały mi się wszystkie spędzone razem chwile. Było miło. Jak tak sobie pomyślę, to rzeczywiście było miło. Boże, co ja gadam? Było cudownie. Odłożyłem pluszową pandę na kanapę i spojrzałem prosto w jego oczy.
   - Chcę ci zadać jedno pytanie. - powiedziałem cicho.
   - Co się dzieje? - zapytał bacznie mi się przyglądając. Co mu się dziwić? Pewnie wyglądałem w tym momencie tragicznie.
   - Zrobiłeś to? Zrobiłeś to z Hasegawą? - mój głos drżał od nadmiaru emocji.
Można było dostrzec, jak jego twarz, z zaniepokojonej, zmienia się na zszokowaną.
   - T-tak. - szepnął.
Tylko te jedno słowo doprowadziło mnie do rozpaczy.To był ten moment. Nagle zdajesz sobie sprawę, że to już konie. Naprawdę.
   - Kiedy? - tylko to jedno słowo zdołało mi przejść przez gardło. Cierpienia już nie było Cierpienie ucichło, ból zaczął krzyczeć szeptem.
   - Gdy byłeś w szpitalu.
Spodziewałem się tego. Nie było innej sytuacji, w której mógłby to zrobić. Oprócz tamtego okresu, zawsze byliśmy razem.
   - Chciałeś tego? - potrafiłem tylko zadawać pytania. Zadawać pytania i oczekiwać odpowiedzi przeciwnych, do tych, które usłyszałem.
   - Oczywiście że nie! Uwierz mi. - złapał mnie za ramiona. Przewiercał mnie swoim zdesperowanym wzrokiem. Odepchnąłem jego dłonie.
   - Wykrzyczałbym ci w twarz, jak bardzo cię nienawidzę, ale byłoby to najgorsze kłamstwo w moim życiu.
Jego zaskoczony wzrok, pełen cierpienia i niepokoju, dawał mi wiele do myślenia. Może żałował? 
   - Cholernie żałuję tego co zrobiłem. - odpowiedział, jakby czytał mi w myślach. - To był największy błąd w moim życiu. Największy.
Nie wiedziałem, czy uwierzyć.
   - Wiesz, że cię kocham. To nie zmieni się z dnia na dzień. Gdyby tak było, okazałbym się płytkim człowiekiem. Jednak myślę, że potrzebuję przerwy. - powiedziałem.
   - P-przerwy? Nie zostawisz mnie? Nie wykrzyczysz mi w twarz jak cholernym skurwielem jestem? Nie obrzucisz mnie najgorszymi wyzwiskami? Jak jestem zły, szyderczy i obojętny?
   - Wiem, że nie chciałeś tego zrobić. Widzę to w twoich oczach. - powiedziałem szczerze.
Wyciągnął do mnie swoją dłoń, jednak ja się odsunąłem. Musiałem wszystko sobie przemyśleć. Przemyśleć w samotności tak, by nikt mi nie przeszkadzał.
   - Przenocuje w hotelu. - szepnąłem.
   - Nie, to ja to zrobię! Możesz zostać, a ja..
   - To twoje mieszkanie. Zostań. - powiedziałem. - Chciałbym też wziąć kilka dni wolnego.
   - W porządku.
Skierowałem się do naszego pokoju, by wziąć kilka rzeczy. Spakowałem wszystkie do mojej sportowej torby i stanąłem przed drzwiami.
   - Więc.. Idę. - powiedziałem.
   - Uważaj na siebie. - mówił tak cicho, że ledwo usłyszałem jego głos.
   - Wiem.
Wyszedłem z domu. Wcisnąłem guzik windy prowadzący na parter. Wchodząc do środka wszystkie uczucia jakby się we mnie skumulowały. Winda powoli się zamykała, gdy zauważyłem, że Takano biegnie w moją stronę. Przytrzymał drzwi dłonią i z całej siły przyciągnął mnie do siebie.
    - Chciałem jeszcze powiedzieć, ze jesteś dla mnie wszystkim. Chcę mieć cię zawsze, na dzień dobry, na dobranoc, na chwilę, na teraz, na wieczność. Kocham cię przytulać, całować. I oczywiście kocham jak ty to robisz. Tęsknie za tobą i nie chcę cię stracić. Wiem także, że brakowałoby mi ciebie nawet wtedy, gdybym nigdy cię nie poznał..  Przy tobie czuje się najlepiej i przy tobie jestem lepszą osobą. Teraz wiem, że dobrze zrobiłem oddając ci moje serce.
Drżącymi rękami oddałem uścisk.Nie płacz. Nie płacz do cholery! Odsunąłem go od siebie tak, że stał poza zasięgiem tego małego pomieszczenia, w którym się znajdowałem.
   - Kocham cię. - powiedziałem w momencie, gdy winda się zamknęła.
Osunąłem się po ścianie w dół. Wreszcie dałem upust emocjom i łzy zaczęły płynąc. Nie obchodziło mnie, że ktoś może tu teraz wejść i zobaczyć mnie w takim stanie. Tak właśnie się teraz czułem. Rozdarty na pół. Rozdarty pomiędzy miłością a nienawiścią



_______________________________________________________________________________________________
Przepraszam za tak dużą przerwę, ale kompletnie nie miałam siły, by cokolwiek napisać. Obiecuję, że następne rozdziały będą dodawane szybciej. By rozwiać wątpliwości, to NIE JEST ostatni rozdział.
A teraz ważne pytanie. Pasuje wam rzymskie numerowanie rozdziałów? (Dla niewtajemniczonych: 13 - XIII.) Mogę zmienić na normalne liczby (arabskie). Wydaje mi się że tak byłoby lepiej. Napiszcie w komentarzach wasze zdanie.
Dzisiaj strasznie krótko, dlaczego? Chciałam się skupić wyłącznie na uczuciach. Gdybym dodawała niepotrzebne wstawki, nie wyszło by tak jak chciałam. Dlatego przepraszam, jeżeli wam się nie podobało. Tak cholernie się starałam, by ten rozdział poruszył każdego czytelnika. By każdy odnalazł w nim cząstkę siebie. By wyszły na jaw nasze uczucia, obawy i lęki. Dlatego jeszcze raz przepraszam, jeśli wam się nie podobało.
Gif na koniec:
Właśnie, nostalgia.

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdzial XII

   Rano wstałem o wiele wcześniej niż Takano. Ja w pracy musiałem się stawić już o dziesiątej, a on o trzynastej. Uroki bycia redaktorem naczelnym. Wstając z łóżka złapałem się za biodra i syknąłem.
   - Nie próżnował sobie wczoraj. - powiedziałem patrząc na Takano.
Szybko się ubrałem i posprzątałem korytarz, w którym od wczoraj leżały moje rzeczy. Buty ustawiłem obok drzwi, brudne ubrania wrzuciłem do pralki, a torbę zostawiłem w salonie. Szybko wziąłem potrzebne dokumenty i wyszedłem po drodze chwytając jabłko. Nie miałem czasu na śniadanie. Gdy byłem już w biurze zająłem się po prostu swoją pracą. Nikogo prócz mnie jeszcze nie było, jednak koło jedenastej ludzie zaczynali się schodzić. Ja w tym czasie skończyłem projekt i zdążyłem go już wydrukować. Podszedłem do swojego biurka, by odłożyć nowo wydrukowany projekt na miejsce, ale w drzwiach stanęła dobrze mi znana osoba. Wszystkie papiery wyleciały mi z rąk a buzia otworzyła się szeroko.
   - Ritsu! Co to ma znaczyć?!
W drzwiach stała moja matka.
   - Przepraszam? - w tym momencie miałem totalną pustkę w głowie.
Co ona tu robi?!
   - Nie żadne przepraszam! Co ty sobie myślisz? Z telewizji muszę się dowiadywać, że mój syn był w szpitalu?!
I wszystko jasne.
   - Posłuchaj mnie. - podszedłem do niej powoli. Z daleka widać było, że aż się w niej gotowało. - Chodźmy porozmawiać gdzie indziej. - pociągnąłem ją za rękę w stronę wind.
Co za wstyd. Wcisnąłem przycisk prowadzący na parter i winda ruszyła. Moja matka położyła mi dłonie na policzkach. Dotykała mnie po całej twarzy.
   - Mamo? - zapytałem zaskoczony.
   - Nic ci nie jest?
   - Nie. Już w porządku..
Przytuliła mnie do siebie. Nie rozumiałem jak nagle potrafi z uczucia kompletnej złości przejść w troskę. Odwzajemniłem jej uścisk.
   - Mój mały synek. - powiedziała głaszcząc mnie po głowie.
Winda się otworzyła a my wyszliśmy. Udaliśmy się do kawiarni, która znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Swoją drogą dawno nie widziałem mojej mamy. Przyjrzałem się jej dokładniej. Krótkie brązowe włosy pozostały takie jak je pamiętałem. Kilka zmarszczek pojawiło się na jej twarzy, ale były widoczne tylko z bliska i prawdę mówiąc dodawały jej uroku. Zielone oczy wyglądały dokładnie jak moje. Zawsze mówiono mi, ze jestem strasznie podobny do mamy, a po ojcu mam charakter, wybuchowy i sarkastyczny, który ujawnił się dopiero po studiach. W czasach liceum byłem, jak to mówił mój ojciec, "Wykapaną mamusią". Zdarzało mi się denerwować, tylko gdy chodziło o coś istotnego, o coś, co było ważne dla mnie. Po za tym troszczyłem się o swoje rzeczy i innych ludzi.
   - Opowiadaj. - powiedziała, gdy podano nam kawę.
   - Nie wiem gdzie zacząć..
   - Od samego początku. - złapała mnie za dłoń.
Pokrótce streściłem jej całą historię. W momencie, gdy łzy pojawiły jej się w oczach, spanikowałem.
   - Mamo..- szepnąłem.
   - N-nic mi nie jest, tylko.. - pociągnęła nosem. - Nie mogę uwierzyć, że przytrafiło ci się coś takiego, a ja nic nie wiedziałam.
   - To nie twoja wina. - podałem jej chusteczkę.
   - I do tego ten telefon. Nie potrzebnie na ciebie nakrzyczałam. Jestem okropną matką. - powiedziała wycierając łzy.
   - To nie prawda! - to nie prawda mamo. -  To moja wina, że ci o tym nie powiedziałem.
Uśmiechnęła się smutno.
   - Więc ten Takano.. To twój szef?
   - Tak - przytaknąłem niepewnie.
   - Muszę mu jakoś podziękować.
   - Nie przejmuj się tym.
   - Jak to? Ten mężczyzna opiekował się moim synem, gdy mnie nie było obok. To oczywiste, że chcę mu podziękować.
   - Dobra. - poddałem się.
   - Jak się czujesz? - zapytała nagle.
   - Już w porządku. - posłałem jej uspokajający uśmiech.
   - Może potrzebujesz czegoś? No nie wiem..
   - Niczego. Mam wszystko co trzeba.
   - Okej. - pogłaskała mnie po ramieniu. - Następnym razem informuj mnie, gdy coś takiego się powtórzy. Wiesz jak się czułam, gdy dzisiaj rano zobaczyłam cię w telewizji?
   - Przepraszam.
   - Już dobrze. Ciesz się, że nie widziałeś miny swojego ojca.
Otworzyłem szeroko oczy.
   - Ojca?
   - Tak. Był tak przerażony, bardziej niż ja. - zachichotała.
Również parsknąłem śmiechem. Mój tata przerażony? 
   - Ritsu. Pamiętaj, może on tego za bardzo nie okazuje, ale kocha cię. Kocha. Pamiętaj o tym.
Skinąłem głową.
   - Pamiętam jak to było w liceum. Przystawiał się do mnie na każdej przerwie.
   - Poważnie? - zaśmiałem się.
   - No jasne! Ale ja się nie dawałam. Mimo ze był niesamowicie przystojny. - rozmarzyła się. - Wyglądał tak męsko, te jego czarne włosy i..
   - Mamo!
   - No co? Opowiadam ci tylko o tym od czasu do czasu.
Opowiadasz mi to przy każdej okazji - zacisnąłem wargi, by nie wypowiedzieć tego zdania. Była taka szczęśliwa, gdy opowiadała o moim ojcu. Nie chciałem odbierać jej tej przyjemności.
   - Nie słyszałeś jeszcze o tym, co zrobił na szkolnym apelu, by mnie zdobyć! Przebrał się w strój jakiegoś super bohatera i przy wszystkich.. - z uśmiechem wsłuchiwałem się w jej opowieści tracąc poczucie czasu

~ ♥ ~
-Perspektywa Masamune-

   Wszedłem do biura ziewając. Rano oczekiwałem obudzić się z Ritsu przy boku, jednak została mi tylko po nim poduszka wypełniona jego zapachem. Wysiadłem z windy i udałem się do naszego działu. Jakież było moje zdziwienie, gdy na miejscu nie zastałem Ritsu.
   - Gdzie Onodera? - zapytałem siadając na swoje miejsce.
   - Cóż.. Aktualnie jest z jakąś kobietą.
Uniosłem brwi.
   - Kobietą?
   - Żałuj że cię tu nie było! - krzyknął Kisa wyraźnie podekscytowany. - Jakaś kobieta koło czterdziestki wpadła do naszego biura i zaczęła na niego krzyczeć. To prawdopodobnie jego matka. Pewnie chodziło o ten wywiad.
   - Ta, widziałem go. - Zanim wyszedłem do pracy, oglądałem telewizje. Dosłownie na każdym kanale z wiadomościami widniała jego twarz i krótki wywiad przeprowadzony wczoraj.
   - Wyciągnął ją stąd i gdzieś poszli. Nie ma ich od dwóch godzin.
   - Może pójdę go poszukać.
   - Obejdzie się. - usłyszałem.
W drzwiach stał Ritsu a koło niego jakaś kobieta. Otworzyłem szeroko oczy. Wyglądali dosłownie identycznie.
   - Chodź mamo, to on. - powiedział Ritsu i pociągnął ją w moją stronę.
   - Dzień dobry, jestem Pani Onodera, matka Ritsu. - przedstawiła się.
Wstałem ze swojego krzesła i podałem jej dłoń.
   - Miło mi panią poznać, jestem..
   - Wiem chłopcze kim jesteś. - powiedziała klepiąc mnie po ramionach. - Dziękuję za uratowanie mojego syna.
Od razu pojąłem o co jej chodziło. Spojrzałem na Ritsu nie wiedząc dokładnie co mam zrobić, ale on jedynie uśmiechał się nieśmiało.
   - To nic takiego, proszę pani.
   - Oj nie bądź taki skromny. Proszę. - powiedziała podając mi brązowe, kwadratowe pudełko. - To ulubione czekoladowe babeczki Ritsu. Mam nadzieje, że będą ci smakować.
   - Ależ nie trzeba..
   - Trzeba, trzeba. - zaśmiała się.
Jej uśmiech wyglądał dokładnie jak ten Ritsu. Więc to jest moc ludzkich genów.
   - Dobrze pójdę już. - pożegnała się. - Uważaj na siebie skarbie. - odwróciła się w stronę swojego syna.
   - Okej. Odprowadzę cię. - powiedział.
   - Oj nie trzeba. Pracuj synku, pracuj.
   - Okej. - zaśmiał się i odprowadził ją do windy.
Usiadłem na swoim miejscu z pudełeczkiem babeczek na kolanach.

-Perspektywa Ritsu-

   Pożegnałem się ze swoją mamą i ruszyłem do swojego biurka. Czułem, że wszystkie spojrzenia są skierowane w moją stronę. Skrępowany usiadłem na swoim miejscu. Mój projekt leżał ładnie złożony na biurku. Pewnie ktoś go za mnie pozbierał. Kątem oka zauważyłem, że Takano-san także patrzy w moją stronę. Schowałem twarz w dłoniach i cały zarumieniony ułożyłem głowę na biurku.
   - Więc, to była twoja mama Rit-chan? - zapytał Kisa-san.
Tylko pokiwałem głową. Byłem zbyt zawstydzony by podnieść głowę, a co dopiero coś odpowiedzieć.
   - Ładna była.
   - Właśnie! Nie spodziewałbym się, że taka młoda kobieta, to twoja matka!
   - Wyglądała dokładnie jak ty.
   - Ja nawet bym się z nią umówił!
Cały czerwony uniosłem głowę i spojrzałem się na wszystkich po kolei.
   - Rany.. przestańcie już. To zawstydzające. - powiedziałem.
Wszyscy zamilkli, a ja ponownie schowałem twarz w dłoniach. Boże, jakie to żenujące!
   - Słodki. - usłyszałem cichutki szept.
Zaskoczony spojrzałem w stronę Hasegawy. Byłem pewny, że to on to powiedział. Odwzajemnił moje spojrzenie, ale za chwilę skierował wzrok na swojego laptopa. Westchnąłem. I tak chyba nikt prócz mnie tego nie słyszał. Może się przesłyszałem? Zmęczony włączyłem swojego laptopa i wziąłem się do pracy.
   Gdy wszyscy wyszli coś zjeść, ja nadal siedziałem na biurkiem. Musiałem jakoś nadrobić czas, który spędziłem na rozmowie z mamą. Pochyliłem się nad laptopem, by bardziej się skupić. W pewnym momencie poczułem lekki dotyk na ramieniu.
   - Takano-san? Nie wyszedłeś?
   - A ty? Mówiłem ci, byś jadł coś w pracy.
   - Zjem coś w domu.
   - Co ważniejsze.. - przekręcił krzesło tak, że siedziałem naprzeciwko niego. - Dobrze się czujesz po wczorajszym?
Momentalnie się zarumieniłem.
   - O-oczywiście że tak idioto! - krzyknąłem zażenowany.
   - I dobrze. O której dzisiaj wracasz?
   - O dziewiętnastej, a co? - zapytałem. Zaplanował coś? 
   - W takim razie ja przygotuje kolacje, a potem obejrzymy jakiś film. Może być?
Zaskoczony otworzyłem szerzej oczy. Nigdy nie robiliśmy takich normalnych rzeczy, jak oglądanie razem filmu. Uśmiechnąłem się.
   - Tak.
   - Okej. - powiedział i przytulił mnie.
Nieśmiało odwzajemniłem uścisk.
   -  Dobra, masz jedz, a ja wracam do pracy. - powiedział i położył mi na biurku trzy kulki ryżowe.
   - Dziękuję.
W odpowiedzi posłał mi lekki uśmiech.
 
~ ♥ ~

   Dzień w pracy zleciał mi bardzo szybko. Nim się obejrzałem już stałem przed drzwiami naszego mieszkania.
   - Wróciłem!
   - Witaj w domu! - odkrzyknął.
Zdjąłem buty i skierowałem się do kuchni. 
   - Kolacja już gotowa. - oznajmił.
Zawsze wiedziałem, że Takano-san świetnie gotuje, ale dzisiaj przeszedł samego siebie.
   - Zrobiłeś to wszystko sam? - byłem pod wrażeniem. Cały stół zastawiony był różnorakimi potrawami.
   - Oczywiście. Nie gadaj, tylko jedz.
Usiadłem przy stole.
   - Jesteś niesamowity. - pochwaliłem go.
   - Wiem to. - odpowiedział z uśmiechem. Prychnąłem. Skromniś.
Gdy zjedliśmy razem usiedliśmy na kanapie. Usiadłem po prawej stronie i oparłem łokieć na poduszce.
   - To co chcesz oglądać? - zapytałem.
   -  Mi obojętnie. - powiedział i ułożył głowę na moich kolanach.
   - Co ty se robisz? -zapytałem
   - Tak mi wygodnie.
Westchnąłem. Jak sobie chcesz. Wziąłem pilot i zacząłem przeglądać kanały. Nagle natrafiłem na film The Ring. 
   - Może być?
Zaskoczony uniósł brwi.
   - Na pewno chcesz to obejrzeć? Przecież to horror.
   - Poważnie?
   - Tak. Przełącz to.
   - Boisz się? - zapytałem z sarkastycznym uśmiechem.
   - Ja nie, tylko ty. Mam ci przypomnieć co było ostatnio?
   - Nie boję się!
   - Naprawdę? To oglądajmy. - westchnął.
Ułożyłem się wygodniej i skierowałem wzrok na ekran. W między czasie wplotłem jedną dłoń w jego włosy. Wiedziałem że to lubi. Oglądaliśmy w ciszy. Gdy dotarliśmy do sceny ze studnią nerwowo ściskałem w prawej dłoni pilot, a w lewej nerwowo głaskałem włosy Takano, który w połowie filmu zasnął. Tak po prostu zasnął zostawiając mnie samego z nim śpiącym na moich kolanach! Ja niestety oglądałem dalej. Ta dziewczynka była przerażająca! Była coraz bliżej nas. Nagle usłyszałem przerażający wrzask. Ze strachu podskoczyłem zrzucając go z moich kolan. Serce biło mi jak oszalałe. w przypływie adrenaliny wyłączyłem telewizor. Przestraszony spojrzałem na niego.
   - Haha! - śmiał się na cały głos. Dosłownie tarzał się po podłodze ze śmiechu. - A mówiłeś ze się nie boisz! - powiedział dalej się śmiejąc.
Z całej siły walnąłem go pilotem w głowę.
   - Idiota! - krzyknąłem. - Po prostu debil!
   - Oj nie złość się. - wyciągnął dłoń moją stronę.
Odsunąłem się i spojrzałem na niego gniewnie.
   - Kara. - wycedziłem przez zęby.
   - Kara? - zapytał.
Przypominam, że dalej się śmiał.
   - Właśnie kara. Koniec z tym.
   - Tym? - zapytał rozbawiony.
   - Tak. Koniec seksu.
Uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy. Uśmiechnąłem się tryumfalnie.
   - A-ale..
   - Żadne ale. Koniec. - parsknąłem śmiechem. Jego mina była rozbrajająca. - A teraz wybacz, idę pod prysznic.
Zostawiłem go w pokoju z otwartą buzią i szeroko otwartymi oczami.



_______________________________________________________________________________________________
Hej Hej Hej! Rozdział miał być 19, ale że skończyłam wcześniej (znowu) no to dodałam<333. Ciekawi jak Takano zareaguje na tę nową "zasadę" ustanowioną przez Ritsu? Takano bez seksu? Już to widzę xD
   Tak w ogóle ostatnio trafiłam na prawdziwą żyłę złota! Znalazłam kilka ślicznie pokolorowanych kadrów z mangi Sekaiichi! To aż niemożliwe! Wyglądają cudownie! Na dole dodam kilka przykładów :)

♥♥♥ Komentarz? To motywuje! <3 ♥♥♥




   Boże są takie cudowne! Te kolory<3 Uwielbiam i gratuluję autorowi, bo wykonał świetną robotę!
Profil autora obrazków:  JALANZO1610

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział XI

   Przetańczyliśmy tak dobre pół godziny. Niestety, ja musiałem wracać na przyjęcie choć za bardzo mi się to nie uśmiechało. Wolałem zostać z Takano, niż obsługiwać gości.
   - Takano-san, muszę już iść.
   - Dlaczego?
   - Przyszedłem tu tylko po szampana. Kisa-san poprosił mnie abym..
   - Przyniósł szampana? Myślę, że naszym autorkom starczy na dziś alkoholu.
   - Ja też tak myślę, ale one chyba nie są o tym przekonane.
   - Nic na to nie poradzimy. - powiedział i wziął dwie butelki musującego płynu. - Chodź.
Posłusznie ruszyłem za nim także biorąc do ręki jedną butelkę. Wyszliśmy ze schowka, po drodze minęliśmy mężczyznę z obsługi. Popatrzał na nas dziwnie i ruszył w swoją stronę.
   - O co mu chodzi?
   - Spójrz na siebie. - jak nakazał, tak zrobiłem.
Mój garnitur był w totalnym nieładzie. Koszula porozpinana, krawat ledwo co trzymał się na mojej szyi nie wspominając o źle zapiętych guzikach marynarki.
   - Kiedy ty..? - zapytałem z wyrzutem, on prezentował się nienagannie.
   - To nie istotne, chodź tu.
Niepewnie podszedłem do niego. Zapiął mi koszulę, poprawił krawat i marynarkę. Na końcu zmierzwił mi włosy.
   - Idealnie.
   - Zarozumialec. - uśmiechnąłem się lekko.
Weszliśmy do głównej sali. Na parkiecie było tylko kilka osób, większość siedziała przy barze.
   - Rit-chan! Nareszcie! - krzyknął Kisa-san
   - Przepraszam. Coś mnie zatrzymało i..
   - Nie ważne, chodź ze mną. - złapał mnie na ręce i pociągnął w stronę baru.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę Takano i pobiegłem za Kisą. Przy barku przywitały nas, już wstawione, autorki.
   - Przynieśliście więcej?! - wrzasnęła jedna z kobiet.
   - Tak.. - powiedziałem niepewnie.
   - No to super! - krzyknęła przyciągając mnie do siebie.
Zdezorientowany usiadłem obok.
   - Co się tak patrzysz? Polewaj, a nie siedzisz zdenerwowany jak dziewica przed pierwszym seksem!
Wytrzeszczyłem oczy, a reszta towarzystwa wpadła w śmiech.
   - Pewnie nie umiesz pić, co? - dociekała mi.
   - Ja nie umiem?! - wrzasnąłem i wziąłem jedną ze szklanek i wypiłem na raz.
   - I o to chodzi! - powiedziała i dolała mi alkoholu do, już pustej, szklanki.
I tak minęły mi kolejne dwie godziny. Czułem, że byłem totalnie zalany. Twarze ludzi rozmazywały mi się przed oczami. Czułem, że powinienem już przestać, ale nie mogłem odmówić, gdy co chwilę dolewały mi alkoholu. Byłoby to niegrzeczne w stosunku nich, w końcu to im zawdzięczamy ten sukces. Gdy sięgałem po kolejnego drinka, silna ręka powstrzymała mnie. Odwróciłem się.
   - Wystarczy. - powiedział Takano.
Bez trudu rozpoznałem jego twarz. Wstałem i rzuciłem mu się na szyję.
   - Takano-san.. Kocham cię.

-Perspektywa Masamune-

   Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
   - Chodźmy. - powiedziałem stanowczo.
   - A ty mnie nie kochasz? - zaskomlał.
Westchnąłem. To będzie długa noc. 
   - Proszę wybaczyć. - z promiennym uśmiechem zwróciłem się do autorek. - On w ogóle nie umie pić, dlatego zabiorę go do domu.
   - Oczywiście! - pisnęły wszystkie naraz.
Przyjrzałem im się dokładniej. Nie były mniej pijane niż Ritsu, jeśli nie bardziej.
   -Kocham cię, więc chodźmy. - Szepnąłem mu do ucha.
Przytulił się do mnie i objął nogami w pasie.
   - Zanieś mnie do domu!
Rany. 
   - Jasne. - powiedziałem i wziąłem go na ręce "na księżniczkę". - Na pewno ci to odpowiada?
   - Oczywiście. Jesteś najlepszy! - krzyknął na cały hotel dając mi buziaka w policzek.
   - Tak, tak.. - westchnąłem zrezygnowany.
Mimo to uśmiech nie schodził mi z twarzy. Gdybyś tylko na trzeźwo był tak chętny w okazywaniu uczuć. Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się do wyjścia, jednak spokojne wyjście prawdopodobnie nie było nam dane.
   - Co ty sobie wyobrażasz? Przyszedłeś tu z myślą, że ci wybaczę? Wynoś się! - krzyczała kobieta.
Przed nią klękał mężczyzna z ogromnym bukietem herbacianych róż. Chyba trafiliśmy na zły moment. Ups..  Kobieta była w strasznym stanie. Zapłakana twarz, fryzura w nieładzie i do tego te spojrzenie, pełne bólu i zawodu. Mężczyzna mimo to wpatrywał się w nią z szaleńczą miłością. Wory pod oczami wskazywały, że nie spał przynajmniej przez ostatnie trzy dni, zapewne z powodu tego, co zrobił.
   - Ale zrozum, to nie tak jak myślisz, ja tylko.. - próbował się bezskutecznie wytłumaczyć.
   - Nie tak jak myślę?! Przespałeś się z tą sekretarką! I co była lepsza ode mnie?! - wrzasnęła kobieta wytrącając mu bukiet z rąk.
Zaskoczony obserwowałem reakcję jej, jak mniemam, kochanka.
   - Nic nie jest lepsze od ciebie. Zrobiłem to, bo byłem pijany. To był tylko głupi błąd. Wybacz mi. - błagał.
   - Nie mam zamiaru. - powiedziała już spokojnie.
Powoli ruszyłem do wyjścia. Nie miałem ochoty dłużej oglądać tej sceny.
   - To straszne. - szepnął Ritsu.
Przytaknąłem tylko, lekko zdenerwowany.
   - A ty, wybaczyłbyś zdradę? - zapytałem.
Zmarszczył brwi.
   - Zależy w jakich okolicznościach osoba, którą kocham, by to zrobiła i w jaki sposób. Jednak teraz nie muszę się martwić. Wiem, ze ty nigdy tego nie zrobisz.
   - Masz rację. - odpowiedziałem po chwili. - Masz całkowitą rację.

~ ♥ ~

 - Do poprawy! - krzyknął Takano-san.
Zaskoczony odwróciłem się w stronę jego biurka. Takano rozmawiał z Hasegawą, który najprawdopodobniej dał mu poprawiony scenopis. Mimo iż nie znałem go długo, było mi go szkoda. Gdy Hasegawa wrócił do swojego laptopa, podszedłem do Takano.
   - Nie powinieneś być dla niego taki surowy.
   - He? Niby dlaczego?
   - Jest nowy. Pewnie nie rozumie jeszcze wielu rzeczy i..
   - Nowy? Pamiętaj, że pracuje tu już prawie dwa miesiące. Ty po tylu dniach stażu wiedziałeś pięć razy więcej niż on!
   - Może i tak, ale...
   - Och przestań! Nie wiem w ogóle, po co on tu jeszcze jest. Przecież wróciłeś.
   -  Ciszej! A jeśli cię usłyszy?
   - A niech słucha! Dla mnie nie jest w niczym pomocny.
W tym momencie Hasegawa z impetem odsunął krzesło i wyszedł bez słowa.
   - Widzisz co narobiłeś? - skarciłem go.
   - Nie obchodzi mnie to, co robi, byle tylko wykonywał swoją pracę jak należy.
   - Idę z nim pogadać. - postanowiłem.
Momentalnie Takano-san złapał mnie za ramię.
   - Nie idź.
   - Ech? Dlaczego? - zapytałem zaskoczony.
   - Bo będę zazdrosny.
   - Nie ma o co. - powiedziałem wyplątując się z jego uścisku.
   Wyszedłem z biura i skierowałem się w stronę łazienki. Podejrzewałem, że właśnie tam się udał, by ukryć się przed innymi. Dla mnie także nie byłaby to miła sytuacja. Szef poniżający podopiecznego? Gdy zacząłem tu pracować wszyscy odnosili się do mnie ciepło, z przyjaźnią. Do tego okazało się, że znam Takano. Nie wiedziałem jak w tym momencie czuje się Hasegawa. Nie znając nikogo, samotny i zagubiony. Postanowiłem mu pomóc właśnie z tego powodu. Nikt nie chciałby być sam w takiej chwili.
   - Hasegawa-san? - zawołałem cicho.
Jednak nikogo tu nie było. Wyszedłem z łazienki wzruszając ramionami, jednak w tym samym momencie drzwi jednej z kabin z impetem się otworzyły. Nie zdążyłem się odwrócić a ktoś już przyciskał mnie do zimnej ściany.
   - Co jest?!
   - Nie chcę od ciebie żadnej pomocy. - przeraźliwy szept dostał się do mojego ucha. - Zapamiętaj to sobie.
Wyswobodziłem się z jego uścisku rzucając mu wściekłe spojrzenie. Dopiero w tym momencie mogłem mu się dokładniej przyjrzeć. Był wyższy ode mnie o głowę. Czarne jak smoła włosy idealnie komponowały się z jego czekoladowymi oczami. Prychnąłem. Czy każdy przystojny facet to szuja?!
   - Człowiek chce ci pomóc, a jak ty się odwdzięczasz?!
   - Nie przypominam sobie, bym cię o cokolwiek prosił.
Zmarszczyłem brwi. Miał rację. 
   - A co, jeśli chciałem pomóc ci bezinteresownie?
Uniósł brwi.
   - Dlaczego miałbyś to robić?
   - Bo chcę.
   - Ale ja nie chcę. - warknął trzaskając drzwiami.
Westchnąłem zrezygnowany. O co mu w ogóle chodziło? Wyszedłem z toalety, przed drzwiami czekał Takano.
   - Pogadałeś sobie?
   - O co ci chodzi? - zapytałem.
   - Nie chcę byś był z nim sam na sam.
   - Dlaczego?
   - Po prostu nie chcę. Dobra, to już nie ważne. - powiedział i objął mnie ramionami w talii.
   - Co ty wyprawiasz? Jesteśmy w pracy!
   - Co w tym złego? - szepnął.
Na początek lekko musnął moje usta. Po kolei całował mnie w policzek, czoło, skroń, aż w końcu wrócił do ust. Lekko rozchyliłem wargi. Jego język niepostrzeżenie wślizgnął się do moich ust. Chętnie odpowiadałem na jego pocałunki, do momentu, gdy przypomniałem sobie w jakim miejscu się znajdujemy.
   - W-wystarczy. - wysapałem, gdy w końcu się od niego oderwałem. - Wracajmy.
   - W porządku. - burknął niechętnie.
Pociągnąłem go za rękę i wróciliśmy do biura. Już w wejściu słychać było okrzyki poruszenia.
   - O co chodzi? - zapytałem.
Wszyscy stali przy oknie i wpatrywali się w coś, co było dla mnie w tym momencie niewidoczne.
   - Sami zobaczcie! - krzyknęli robiąc nam miejsce.
Przed budynkiem było pełno reporterów! Nawet tutaj, na czwartym piętrze, ich krzyki były dobrze słyszalne. Zmarszczyłem brwi.
   - Po co oni tu przyszli?
   - Gdybyśmy wiedzieli, nie stalibyśmy tutaj. Nikt nie wie. Teraz szef rozmawia z nimi w holu.
   - Rozumiem..
   - Dobra nie ma na co patrzeć! Wracamy do pracy. Nie płacę wam na wgapianie się w okno.
   - Takano, ty nam w ogóle nie płacisz.
   - Ale mogę was zwolnić. - uśmiechnął się.
Wszyscy jak na zawołanie wrócili na swoje miejsca. Ja też już miałem usiąść na swoje, gdy ktoś mnie zawołał.
   - Onodera-kun! Mógłbyś pójść ze mną? - zapytała kobieta.
Przyjrzałem się jej dokładniej, miała uniform naszego wydawnictwa. Kojarzyłem ją z recepcji.
   - Jasne, o co chodzi? - zapytałem.
   - Cóż.. Chodźmy, powiem ci w windzie.
   - Okej.. - zgodziłem się.
O co tu chodzi? Bacznie obserwowałem jej ruchy. Wcisnęła guzik prowadzący na parter.
   - Jedziemy na sam dół? - zapytałem zaskoczony.
Przecież to tam był ten cały burdel!
   - Co do tego.. Ci dziennikarze przyszli do ciebie.
   - Do mnie? Dlaczego?
   - Nie wiem jakim sposobem, ale wydało się, że byłeś jednym z pacjentów szpitala, o którym ostatnio było tak głośno. I do tego ostatnim ocalałym.
   - Wszyscy inni nie żyją?
   - Tak. Gdyby nie Takano-san, to nie wiem, czy nie podzieliłbyś ich losu.
Przełknąłem ślinę.
   - Dobrze, nie rozmawiajmy teraz o tym, jest coś ważnego, o co muszę cie zapytać.
   - Słucham?
   - Czy chcesz z nimi porozmawiać?
   - Z nimi?
   - Dziennikarzami.
   - Co?!
Nabrałem powietrza. Dają mi wybór? Kto po takich przeżyciach chciałby rozmawiać z gazetami?! Nie dość że, jeśli wierząc temu, co powiedziała recepcjonistka, ledwo co przeżyłem, to jeszcze chcą wyciągnąć ode mnie jakieś informacje. Czyhają tylko na jakąś sensacje, by zgarnąć kasę za dobry artykuł. Ze złości zacisnąłem zęby.
   - To chyba oczywiste, że tego nie chcę.
   - Zobaczymy, co da się zrobić.
   - Zobaczymy co da się zrobić?! Pierw dajecie mi wybór, a teraz..
   - Właśnie dostałam wiadomość od szefa, że telewizja przyjechała. - spojrzała na mnie ze współczuciem.
Złapałem się za głowę. Telewizja?! 
   - Nie wiemy, czy damy radę się z tego wywinąć. Mógłbyś chociaż odpowiedzieć na kilka pytań.
   - Nie mam ochoty! - krzyknąłem i wysiadłem z windy.
Nikt nie będzie mi mówił co mam robić. W takiej sytuacji mam prawo, do samodzielnego wyboru. Ta sprawa dotyczy tylko i wyłącznie mnie. Nie będę się pod nich podporządkowywał.
   - Onodera! - krzyknął Isaka-san.
   - Co? - spytałem niegrzecznie.
   - Musisz z nimi porozmawiać. Powiedzieli, że inaczej nigdzie się stąd nie ruszą.
   - Mi oni nie przeszkadzają.
Spojrzałem w stronę wyjścia. Nagle flesze rozbłysły, a ja zaskoczony zasłoniłem dłonią oczy.
   - Dobra, może jednak.- mruknąłem.
Jednak Isaka-san wykorzystał moje rozkojarzenie i siłą zaciągnął mnie na dwór.
   - Ritsu Onodera?!
   - To on?!
   - Nagrywamy na żywo spod siedziby Wydawnictwa Marukawa! Powiedz nam jak się czujesz, po tym wszystkim? - wykrzyczał jakiś mężczyzna przepychając się przez wszystkich tu zgromadzonych.
Zdezorientowany spojrzałem na prezentera.
   - A jak mogę się czuć? Szprycowano mnie lekami do cholery! - warknąłem.
   - Rozumiem, rozumiem. W jakich warunkach byleś hospitalizowany?
   - Hospitalizowany? Chyba przetrzymywany.
   - Mocne słowa. Opowiesz nam co się tam działo?
Spanikowany zaciskałem ręce na koszulce. Dłonie pociły mi się ze zdenerwowania. Nie chciałem o tym rozmawiać. Rozejrzałem się. Wokoło zebrało się pełno gapiów zainteresowanych tą sytuacją.
   - N-nic nie pamiętam.. Prawie cały czas byłem nieprzytomny, a gdy tylko odzyskiwałem przytomność kręciło mi się w głowie. Nie za bardzo pamiętam..
   - Oj, na pewno coś ci zostało w głowie.
   - Przecież mówię.. - zacząłem się trząść.
Chcę stąd już iść. I to szybko. Nagle ktoś pociągnął mnie do tyłu.
   - Wychodzimy. - usłyszałem przy uchu głos Takano.
Bez słowa sprzeciwu podążyłem za nim. Zauważyłem ze w dłoni trzymał już moją torbę. Kurczowo trzymałem się jego dłoni, jakby bojąc się, że zostawi mnie samego, na pastwę losu tych ludzi. Za sobą słyszeliśmy krzyki dziennikarzy.
   - Wyjdziemy tylnym wyjściem. Taksówka już czeka. - powiedział tylko i szedł dalej.
Skinąłem głową, choć i tak pewnie tego nie zauważył. Skąd wiedział, że chodziło o mnie?
   - Domyśliłem się.
Wyrwałem się z jego uścisku.
   - Skąd ty..
   - Powiedziałeś to na głos, głupku.
Zaczerwieniłem się.
   - Przepraszam.
   - Trzymasz się? - delikatnie złapał mnie za dłoń.
   - Ta.. Dziękuję. Chodźmy już do domu.
   - Okej. - przygarnął mnie do siebie i ruszyliśmy w stronę taksówki.
Przez całą drogę Takano trzymał mnie za rękę, by dodać mi otuchy. Nie miałem teraz ochoty na rozmowę i on najwyraźniej to rozumiał, bo nie odezwał się ani słowem. Wszedłem do domu tuż za nim. Gdy tylko zdjąłem buty, on przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłem uścisk najsilniej jak tylko potrafiłem. Zadrżałem w jego ramionach. Pogłaskał mnie lekko po głowie. Jego dotyk był taki kojący. Odsunął się lekko ode mnie i pocałował. Nie delikatnie, namiętnie. Z uczuciem. W jego oczach widoczny był żar. Jego brązowe oczy zapłonęły istnym ogniem. Oddałem pocałunek. Błądziłem rękami po jego torsie, plecach.
   - N-nie tutaj. - szepnąłem.
Poszliśmy do sypialni. Delikatnie ułożył mnie na łóżku Spoglądałem na niego z uśmiechem.
   - Co? - zapytał.
   - Nic. - odpowiedziałem mu z ponownym uśmiechem.
   - Ach tak.. - złapał mnie za dłonie i przycisnął do łóżka w między czasie zdejmując moją koszulkę. - Tak będzie zabawniej.
Zdjął krawat i przywiązał nim moje ręce do ramy łóżka.
   - T-Takano-san..
   - Hm..?
   - O-odwiąż mnie. - jęknąłem.
Powoli zdejmował resztę moich ubrań.
   - To nie fair. Czemu tylko ja jestem..
Zamknął mi usta pocałunkiem.  Po chwili także i on zdjął z siebie wszystko. Dosłownie. Teraz ja leżałem pod nim i wpatrywałem się w jego idealne ciało. Miał wyrzeźbione mięśnie. Nie był przypakowany, był po prostu idealny. Zjechał pocałunkami na moją szyję. Mogłem tylko poddać się przyjemności, którą mi zadawał. Dotyk jego palców na mojej skurzę doprowadzał mnie do szaleństwa. Jego język błąkał się teraz po całym moim ciele. Próbowałem go dotknąć, ale krępowały mnie więzy.
   - Z-zdejmij to.
   - Przecież tak jest zabawniej. - szepnął nadgryzając płatek mojego ucha.
Nie mogłem nic zrobić. Cały wrzałem.
   - P-proszę..
   - Tak?
   - Pośpiesz się. - wygiąłem plecy w łuk, by tylko być bliżej niego.
Agresywnie przycisnął swoje wargi do moich. Jego język nieustannie napierał na mój.
   - Rozluźnij się. - szepnął i w między czasie odwiązał moje dłonie.
Momentalnie wczepiłem ręce w jego włosy. W tym samym momencie wszedł we mnie, delikatnie, ale ze stanowczością. Złapałem go za ramiona i przyciągnąłem do siebie. Poruszał się we mnie z czułością.
   - Ach! -jęknąłem czując nagłą falę ekstazy.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie, dając znać, że doznaje równej przyjemności, co ja. Jednak w pewnym momencie w jego oczach zobaczyłem smutek. Zniknął tak szybko, jak się pojawił.
   - Wiesz co.. - zapytałem, gdy leżeliśmy w łóżku gotowi do spania.
   - Hm?
   - Jutro zapewne będą nadawali ten krótki wywiad w telewizji. - szepnąłem.
   - Martwisz się tym? - zapytał przeciągając się.
   - Trochę..
   - Ja się nie martwię.
   - Czemu?
   - Będę miał sławnego chłopaka.
 Walnąłem go w ramie. Usnęliśmy nic już więcej nie mówiąc.
__________________________________________________________________________________________________

Hej! Z góry przepraszam, bo kompletnie nie umiem pisać scen łóżkowych. Wychodzi mi to beznadziejnie, mimo iż tyle się tego naczytałam w książkach (zboczuszek :D). Wydaje mi się, czy rozdział jest troszkę dłuższy? *-* I do tego blog zyskał 2 tys. wyświetleń! Dziękuję <3
Proszę o komentarze! :) <3
Jeszcze raz Dziękuję Wam! <3 :) ♥♥♥