poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział VII

-Perspektywa Ritsu-

   Następny miesiąc przesiedziałem w pokoju kompletnie odizolowany od świata. Całe dnie praktycznie przesypiałem. Budzono mnie jedynie wówczas, gdy miałem badania. Leki podawano mi przez kroplówkę. Nie miałem nawet siły podnieść ręki, a co dopiero wstać z łóżka. Gdy trzy dni temu udało mi się porozmawiać z lekarzem, powiedział, że leczenie pomaga. Nie byłem do tego specjalnie przekonany. Nie czułem żadnej poprawy. Mało tego, czułem się coraz gorzej. Dzisiaj zaczynał się drugi etap terapii. Inne antybiotyki i tabletki doprowadzały mnie do szaleństwa. Czułem się strasznie zmęczony, ale mimo to nie mogłem zasnąć. Rozglądałem się wokoło, lecz widziałem tylko cztery białe ściany. Powoli zaczynałem wariować. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer telefonu osoby, której najbardziej w tym momencie potrzebowałem. Po trzech sygnałach usłyszałem głos, który bynajmniej do niego nie należał.
   - Halo?
   - Takano-san?
   - Um.. nie. Przepraszam. - odczekałem chwilę. - Takano-san nie może podejść do telefonu.
   - Ha? Dlaczego?
   - Mówi, że nie ma czasu dla pana, i by pan więcej do niego nie dzwonił
Zmarszczyłem brwi.
   - Um.. Więc..
   - Przepraszam. Rozłączam się.
   - Ale.. - powiedziałem z desperacją.
Rozłączył się chwile później. Kto to w ogóle był?
Odłożyłem telefon na półkę i oszołomiony opadłem na miękkie poduszki. Uśmiechnąłem się do siebie i przykryłem oczy dłonią. Jak mogłem się nie domyśleć? Donośny śmiech wyrwał się z moich ust. Przecież to było tak oczywiste! Takano-san już mnie nie potrzebował. Kto chciałby kochać osobę, która nie dość, że jest śmiertelnie chora, to jeszcze nie może się ruszyć z łóżka nawet na metr. Mój śmiech mimochodem przeszedł w płacz.
Obiecał że zawsze będzie.
Że nigdy nie zostawi.
Usta zakryłem poduszką i z moich płuc wydał się pełny bólu krzyk. Nie chcę być sam. 
   Była późna noc. Nie widziałem cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bladszy, trochę bardziej milczący. Lecz widać można żyć bez powietrza.* Nie spodziewałem się, że całe życie może posypać się w ciągu ułamka sekundy.
Teraz już byłem tego świadomy. Tak niewiele mogłem mu dać, lecz robiłem co mogłem. Gdzie popełniłem błąd? Ah, no tak. Jestem mężczyzną. Takano-san mógł mieć każdą kobietę. Ja, nie dość, że nie miałem żadnego uroku osobistego, posiadałem tę samą płeć, co on. To normalne, że w końcu znudził się mną. Moim ciałem. Każda pracownica oglądała się za  nim nie wspominając o autorkach. Kobiety na ulicy odwracały głowy w jego kierunku zaciekawione i zafascynowane. Trudno się było dziwić. Takano-san był przystojnym, dorosłym kawalerem w przeciwieństwie do mnie.
Nie widziałem przed sobą żadnej przyszlości przeszłości
Ostatni raz tej nocy sięgnąłem po telefon i wysłałem jedną, krótką wiadomość.

~ ♥ ~

   Siedziałem na szpitalnym łóżku i spoglądałem na rozwścieczoną twarz pielęgniarki.
   - Musi pan wziąć leki! - krzyczała.
Totalnie ją zignorowałem. Po co miałbym się leczyć? Dla kogo?Nie było powodu, dla którego miałbym żyć. Praca? Zbytnio mnie nie obchodziła. Rodzice? I tak za bardzo się mną nie interesowali. Miłość? Straciłem ją.
   - Nie widzę potrzeby. - powiedziałem obojętnie.
   - Co się z panem stało? Wcześniej tak bardzo chciał pan być zdrowy!
   - Życie mnie odmieniło. - uśmiechnąłem się smutno.
   - No ja nie wytrzymam! - wrzasnęła.
Odwróciłem się w drygą stronę i spoglądałem w stronę okna. 
   - Co tu się dzieje?
Do pomieszczenia wszedł lekarz. 
   - Pacjent nie chce brać leków!
   - To prawda, panie Onodera? - zapytał przyjaźnie.
Zawsze, gdy tylko przychodził sprawdzić jak się czuje, spędzaliśmy miło czas. Potrafił przekonać do siebie człowieka.
   - Tak. - powiedziałem beznamiętnie.
   - Dlaczego? - zapytał spokojnie.
   - Nie mam już siły. - uśmiechnąłem się.
Lekarz otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Przyjrzał mi się dokładnie.
   - Wychodzimy.
   - Ale.. - powiedziała pielęgniarka.
   - Bez dyskusji.
Wyszli chwilę potem. Położyłem się na łóżku i przymknąłem oczy w celu zaśnięcia.

-Korytarz-

   - To koniec.
   - Co ma pan na myśli?
   - Prawdopodobnie popadł w depresję.
   - Z jakiego powodu?!
   - Nie mam pojęcia. Musimy coś z tym zrobić, inaczej nie pożyje długo. Odwiedzał go ktoś?
   - Pewien mężczyzna, na oko w jego wieku. Powinnam do niego zadzwonić?
   - Jeszcze nie. Odczekajmy kilka dni. Może to tylko chwilowe.
Niestety nie było. Tydzień później pacjent z sali sto dwudziestej ósmej czuł się jeszcze gorzej z powodu braku leczenia. Trzeba było podjąć drastyczne środki.

-Perspektywa Masamune-

    Aktualnie byłem zawalony robotą. Moje biurko uginało się od nadmiaru papierów i scenopisów.
   - Szefie! Telefon do pana!
   - Kto to?
   - Um.. 
   - Nie ważne! Powiedz, że nie mam czasu.
   - Okej.
Westchnąłem. Nie miałem nawet chwili przerwy.
   - Takano-san! Pośpiesz się! Zaraz mamy zebranie!
Wziąłem potrzebne dokumenty i ruszyłem za Hatorim.
Spotkanie trwało co najmniej trzy godziny. Wykończony ruszyłem z powrotem do biura. Zaskoczony zerknąłem na blat. Ekran mojego telefonu świecił się. Sięgnąłem po komórkę. 22 nieodebrane połączenia od: Nieznany. Zmarszczyłem brwi. Nagle telefon znów zadzwonił. Wzdrygnąłem się.
   - Halo? - odebrałem niepewnie.
   - Masamune Takano?
   - Tak. - przełknąłem ślinę.
   - Do pana to się dodzwonić nie da, jak do premiera!
   - Przepraszam?
   - Z tej strony Tokijski Szpital.
Serce zabiło mi mocniej. Ritsu! Nie widziałem go już prawie swa miesiące. Usiadłem na krześle i podrapałem się po głowie
   -  Coś się stało?
   - Chodzi o Pana Onodere.
Wiedziałem.
   - Co się stało? - zapytałem natychmiastowo.
   - Pan Onodera zaprzestał leczenia. Liczymy, że..
   - Co takiego?!
   - Nie wiedział pan? Tylko pan go odwiedzał, nikt inny. Myślałam, że jesteście ze sobą blisko.
Poczułem się winny.
   - Wie pani może, dlaczego?
   - Jego lekarz ma podstawy twierdzić, że popadł w depresję.
   - Depresję?
   - Jest obojętny na wszystko. Nie cieszy się niczym. Zachowuje się tak jakby istniał, ale nie żył. Rozumie pan, co mam na myśli?
   - Czy mogę teraz przyjść? - zignorowałem jej pytanie.
   - Może pan? Jest godzina..
   - To nie ma znaczenia.
   - W takim razie proszę.
   - Za chwilę będę.
Rozłączyłem się i chwyciłem kurtkę. Moje zmęczenie jakby gdzieś uleciało. Zjechałem windą, wyszedłem z biura i wsiadłem do samochodu. Sprawdziłem jeszcze telefon. Jedna wiadomość od Ritsu. Przeczytałem jej treść i zamarłem. Skrzywdziłem go niewyobrażalnie.
Chwilę później zaparkowałem przed szpitalem. Biegiem wysiadłem z auta. Przed wejściem stała staruszka.
   - Chciałby pan może kupić kwiaty? - zapytała miło.
Popatrzyłem na różnorodne kolory, które było widać nawet w mroku.
   - Poproszę. - odczekałem chwilę.
   - Proszę. - powiedziała i wręczyła mi kolorowy bukiet.
   - Reszty nie trzeba. - wcisnąłem jej w dłoń pięć banknotów.
Pobiegłem szybko do wejścia.
   - Ritsu Onodera. - powiedziałem do recepcjonistki.
   - Proszę tędy. - powiedziała chwilę później.
Udałem się za nią.
   - To tutaj. Proszę nie być za długo.
Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi. Ritsu leżał odwrócony tyłem do mnie.
   - Nie chcę żadnych leków. - wymamrotał na wstępie.
W jego głosie nie było ani krzty uczucia.
   - To ja. - powiedziałem.
Powoli odwrócił głowę w moją stronę. Jego oczy były puste bez emocji.
   - Kwiaty.. - wskazałem ręką na bukiet.
Przesunął wzrokiem po całym moim ciele.
   - Nie chcę. - wymamrotał.
   - Ritsu..
   - Nie podchodź! - krzyknął.
   - Ale..
   - Zabawne, prawda?
Spojrzałem na niego zaskoczony.
   - Jak jedno brutalne zdarzenie może sprawić, że spojrzysz na świat inaczej.
Jak najszybciej podszedłem do łóżka i złapałem go za dłoń.
   - Przepraszam.
   - Każdy przeprasza. Ale nie każdy prosto z serca.
   - Uratuję cię.
Posłał mi najsmutniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem.
   - Dobrze.
Przytuliłem go najmocniej jak tylko potrafiłem. Właśnie w tym momencie zobaczyłem jak bardzo schudł. Rozpłakał się w moich ramionach lekko drżąc.
   - Przyjdę jutro.
   - Nie obiecuj. Nie wierzę w obietnice.
Mocniej zacisnął się wokół moich ramion.
   - Nie zostawiaj mnie. Już nigdy.
   - Obiecuje.
   - Mówiłem si. Nie obiecuj.



____________________________________________________________________________________________
* cytat: Maria Pawlikowska.
Rozdział pierwotnie miał być o czymś innym, ale w ostatniej chwili go zmieniłam i wyszedł strasznie krótki. Przepraszam, ale chciałam dodać go jak najwcześniej.
Dlaczego życie nie jest takie jakie sobie wymarzyłam?

5 komentarzy:

  1. hej mówiłaś ze dodasz w sobote wiec nie zaglądałam na bloga. Ale nagle coś mnie tknęło i sie miło zaskoczyłam :) zastanawiam sie kto odebrał wtedy Takano telefon. Czyżby pielęgniarka, która tez pracuje w wydawnictwie? Sadziłam na początku, że Takano zgubił telefon. Wiesz ale troche dziwne ze strony Takano. Tak za nim tęskni tak go kocha a tak długo nie przychodził. Co jest z Takano?

    ~~Bella lub bella ~~ hehe nie pamietam jak sie wcześniej nazywałam ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy next ? Codziennie wchodzę na twojego bloga i nie mogę się doczekać następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział? Mogłabyś pisać kiedy dodajesz, albo przynajmniej pisać częściej. Co do tekstu: GENIALNY! Ciekawe czy Ritsu znowu podejmie się leczenia. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział w niedzielę (24.05.2015r.). Skoro tak wam wygodniej, w dalszych rozdziałach na samym dolę będę zapisywać przybliżoną datę następnego rozdziału. Informacje znajduję się także na Ask'u : http://ask.fm/LatifaXxXxX

      Usuń
  4. O rany to było świetne *-* po prostu wczuwam się w Ritsu całą sobą i te wszystkie czucia i emocje i no.... idę czytać dalej żeby nie ryczeć.

    OdpowiedzUsuń